środa, 5 marca 2014

10. Grupa Nieustraszonych

W Pokoju Wspólnym Gryfonów było od kilka dni jakoś inaczej. Choć nikt nie potrafił powiedzieć o co dokładnie chodzi, to każdy odczuwał różnicę w panującej atmosferze. Było jakoś tak… cicho i … spokojnie.
Syriusz Black spojrzał na swoich towarzyszy. Remus czytał książkę, Peter ćwiczył zaklęcia niewerbalne, których wciąż nie udało mu się opanować, a James ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w kąt, w którym siedziała Lily Evans. Pewnie znowu rozmyślał o ich randce. Syriusz tylko westchnął i wywrócił oczami. Nie potrafił zrozumieć, jak można się aż tak strasznie zmienić z powodu dziewczyny. Miłość – mawiał Lupin, ale Syriusz w to nie wierzył. Miłość to jakiś głupi wymysł, liczy się tylko prawdziwa przyjaźń.
Chłopak wstał i powoli podszedł do okna. Deszcz i szarość – typowa angielska jesień. Nie można posiedzieć po błoniach, potrenować quiddicha – człowiek jest zmuszony do siedzenia w zamku i umierania z nudy. Chciałby zrobić coś pożytecznego, ale jedyne co mu przychodziło do głowy, to znalezienie jakiegoś Ślizgona i zrujnowanie mu dnia. To robactwo trzeba tępić. Wszyscy wiedzą, że już nie mogą się doczekać aż skończą szkołę i przyłączą się do Śmierciożerców. Teraz pewnie siedzą sobie wszyscy razem, z jego braciszkiem na czele i dokształcają z zakresu czarnej magii. Aż się skrzywił na tę myśl.
Gardził ludźmi niepotrafiącymi odróżnić dobro od zła. Nie rozumiał też słabych ludzi, którzy dołączali do Voldemorta ze strachu. On osobiście wolałby zginąć w najgorszych męczarniach niż stać się jego zwolennikiem. Broniłby się do ostatniej chwili, ale na pewno nie poddał. Szkoda, że nie wszyscy byli na tyle silni i odważni. To tego powinni ich uczyć w szkole, a nie jakiejś durnej historii. Przecież Dumbledore sam był wielkim przeciwnikiem Voldemorta. Nie raz podsłuchali z Jamesem jak państwo Potter rozmawiali o założonej przez niego tajnej organizacji, Zakonie Feniksa, która ma na celu walkę z Voldemortem i jego zwolennikami.
Miał już dość siedzenia w Pokoju Wspólnym, więc postanowił się przejść. Po prostu powłóczyć bez celu po korytarzach. A może trafi mu się jakiś Ślizgon, którego będzie mógł podręczyć? Albo jakaś fajna laska do podrywu? To zdecydowanie lepsze od siedzenia i nic nie robienia. Oznajmił kolegom, że sobie idzie, po czym przeszedł przez dziurę za portretem Grubej Damy i zaczął iść przed siebie.
Zastanawiał się jak będzie wyglądało ich życie po zakończeniu szkoły. Z jednej strony zawsze marzył o tym, żeby zostać zawodowym graczem w quidditcha, ale z drugiej, w związku z sytuacją panującą w świcie czarodziejów, coraz bardziej ciągnęło go do zostania aurorem. Nawet chodził na wszystkie przedmioty niezbędne do rozpoczęcia tej kariery. Syriusz Black, z rodziny tych Blacków aurorem, to dopiero ironia losu – pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że James ma podobne odczucia, w końcu nie raz o tym rozmawiali i pod tym kątem wybierali razem przedmioty, na które będą chodzić. Wiedział też, że James już dostawał sporo propozycji od drużyn quidditcha, niektórych bardzo prestiżowych i nie potrafił zgadnąć co zadecyduje jego przyjaciel.
Był tak zamyślony, że nie zauważył, jak zza rogu wypadła jakaś osóbka. Zderzyli się ze sobą, a dziewczynie wypadły z rąk książki. Pospiesznie ukucnęła i zaczęła je zbierać, przez co Syriusz zobaczył tylko jej długie kruczoczarne loki.
- Przepraszam – powiedział i schylił się, żeby jej pomóc.
- Nie ma sprawy, to ja nie powinnam tak pędzić po korytarzach – odpowiedziała dziewczyna. Lekko uniosła głowę i spojrzała na Syriusza. Od razu zauważył jej piękne oczy, o nietypowo intensywnym błękitnym kolorze. W zestawieniu z jej jasną karnacją i czarnymi włosami sprawiały jeszcze większe wrażenie. Chłopak wręcz zatonął w tym spojrzeniu, przez co po raz pierwszy odjęło mu mowę na widok dziewczyny. Szybko jednak otrząsnął się z osłupienia i przybrał swoją minę podrywacza.
- Masz rację, po takim zderzeniu mogła stać mi się krzywda, nawet trochę boli mnie ręka – powiedział lekko napinając biceps. Zauważył, jak dziewczynie powiększyły się oczy i rozchyliły usta. O tak, ona jest już jego.
- Może mogę się jakoś zrekompensować? – zapytała dziewczyna. Była wyjątkowo piękna, Syriusz aż się zdziwił, że nie wypatrzył jej wcześniej.
Nagle jego uwagę przykuł kolejny szczegół. Zielono-srebrny krawat. Była Ślizgonką. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Możesz, najlepiej jak najszybciej znikając mi z oczu – powiedział patrząc na nią z obrzydzeniem. Twarz dziewczyny zastygła w bezruchu, najwyraźniej była w szoku.
Syriusz stwierdził, że skoro ona się nie rusza, to w takim razie on odejdzie. Oddał jej wszystkie książki, po czym ruszył przed siebie, nawet się nie oglądając.
- Syriuszu! Poczekaj! – zaczęła za nim wołać. To ona go znała? W sumie nic w tym dziwnego, jego zna każdy w tej szkole. Lekko zwolnił i spojrzał przez ramię. Dziewczyna truchtała w jego stronę.
- Od dawna chciałam z tobą porozmawiać, ale nigdy nie miałam na to odwagi. Mam na imię Sonia – powiedziała dziewczyna wyciągając rękę. Jej twarz oblał lekki rumieniec.
- Ze Ślizgonami się nie zadaję – odpowiedział obojętnie Syriusz, nie wyjmując rąk z kieszeni. Dziewczyna wyglądała jakby się miała zaraz rozpłakać, ale jego to nie ruszało.
- Ja… nie wszyscy Ślizgoni są tacy, jak myślisz. To, że urodziłam się w takim, a nie innej rodzinie nie powinno mnie z góry przekreślać, chyba sam coś o tym wiesz. Słyszałam o tym, jak postawiłeś się swojej rodzinie i bardzo to podziwiam. Ja nie mam aż tyle odwagi… - dodała niemal szeptem.
- No widzisz, i tu się różnimy. Ty chcąc nie chcąc po skończeniu szkoły dołączysz do zwolenników Voldemorta. Sama przyznajesz, że jesteś zbyt słaba, żeby się sprzeciwić. Gardzę takimi ludźmi. A teraz wybacz, bo mam lepsze rzeczy do roboty, niż rozmowa z tobą – powiedział, po czym zdecydowanie skręcił w stronę schodów.
            Dziewczyna już za nim nie szła. Co za bezczelność, jakaś Ślizgonka będzie próbowała z nim rozmawiać i jeszcze mówi, że go podziwia. Przecież nie liczą się słowa, a czyny. Niech sama się postawi swojej rodzinie, to może wtedy nie będzie jej z góry przekreślał. Jakiś głos podpowiadał mu, że takim osobom jak ona faktycznie może być ciężko. Cała rodzina popiera Voldemorta, wszyscy znajomi w szkole też – nawet nie ma komu się przyznać, że wybiera inną drogę. Trochę pożałował, że tak na nią naskoczył. Tym bardziej, że była taka ładna… Rozważał, czy jej nie przeprosić przy najbliższej okazji, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Kto wie co się dzieje w jej głowie, przecież ledwo ją poznał. Z jakiegoś powodu trafiła do Slytherinu, więc lepiej się trzymać od niej z daleka.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Przecież takich jak ona może być więcej – osób, które wiedzą, że to co robi Voldemort jest złe, ale nie potrafiących się postawić rodzinie i znajomym. Skoro Ślizgoni mogą sobie zakładać tajne stowarzyszenia i nawet niespecjalnie się z tym kryć, to oni też! Ambicją Ślizgonów jest stać się Śmierciożercami, a cała reszta może pragnąć dołączyć do ich przeciwników! Razem wspierali by się i dodawali sobie odwagi. Cały rozpromieniony pobiegł do Pokoju Wspólnego i podszedł do grupki swoich przyjaciół.
- Chłopaki, wpadłem na fantastyczny pomysł! – powiedział. Reszta Huncwotów spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Założymy młodzieżową wersję Zakonu Feniksa! Grupy ludzi, która ma siłę i odwagę w przyszłości walczyć z Voldemortem i jego zwolennikami.
- Genialny pomysł Łapo! – od razu przyklasnął mu James. W jego oku pojawił się znajomy błysk.
- Hmm… Pomysł może nie jest najgorszy, ale nie bardzo wiem czy realny. Jak ty to sobie wyobrażasz, co mielibyśmy robić? – zaciekawił się Lupin.
- Tak jak Ślizgoni zgłębiają czarną magię, tak my możemy zgłębiać i ćwiczyć ochronę przed nią! Każdy z nas lubi ten przedmiot, jest w nim dobry, więc może uda nam się przekonać do niego też innych uczniów. A im większą będą mieli wiedzę, tym większa szansa, że w przyszłości nie dadzą się zastraszyć i będą potrafili sprzeciwić się Voldemortowi!
- Ja tam jestem za. Może nie jestem orłem z OPCM, ale to mój ulubiony przedmiot i nawet lubię się go uczyć – powiedział Peter. Syriusz energicznie poklepał go po plecach.
- I o to chodzi! To co chłopaki, ustalone?
- Dalej nie jestem przekonany, ale możemy spotkać się w kilka osób i zobaczyć co z tego wyjdzie – powiedział Remus z uśmiechem.
- Zatem ustalone! – ucieszył się Syriusz. Czasem nie mógł się nadziwić, że jest aż tak genialny.


Pomysł Syriusza spotkał się z niesamowicie entuzjastycznym przyjęciem wśród uczniów. Plotka o założonym przez Huncwotów stowarzyszeniu migiem rozeszła się po Hogwarcie i co chwila jakaś nowa osoba zgłaszała chęć dołączenia do nich. Oczywiście większość stanowiły zakochane w nich dziewczyny, ale przecież nie ważne są przyczyny, ale sam fakt chęci dołączenia do Grupy Nieustraszonych, bo tak właśnie się nazwali. Nawet niektórzy z nauczycieli patrzyli na nich jakby przychylniej, a Peter przysięgał, że Dumbledore puścił mu oczko podczas śniadania.
Jako miejsce pierwszego spotkania wybrali jedną z opuszczonych klas na drugim piętrze. Już 10 minut przed umówioną godziną sala była tak pełna, że potrzebne było małe przemeblowanie. O umówionej godzinie przywitali wszystkich, wygłosili krótkie i zabawne mowy, po czym rozpoczęli spotkanie. Postanowili, że zaczną od zaklęć, dzięki którym uda się zamienić swój dom w trudną do odnalezienia kryjówkę.
Początkowo sceptyczny Remus bardzo zaangażował się w ten pomysł. Od ponad tygodnia wybierał zaklęcia, których mieli uczyć na pierwszym spotkaniu i pilnował, żeby cała czwórka opanowała je do perfekcji i mogła pomóc innym w ich nauce. Nawet Peter radził sobie wyjątkowo dobrze. Syriusz spojrzał z pewną czułością na swojego przyjaciela, który cierpliwie tłumaczył jakiejś Puchonce jak ma wymawiać poszczególne sylaby zaklęcia. Dobrze pamięta, jak było mu go żal na samym początku szkoły. Ludzie od razu zauważyli, że trochę odstaje od reszty uczniów i wiecznie się z niego wyśmiewali. Szybko zrobili z niego szkolną ofiarę i popychadło. On i James nie mogli na to patrzeć. Od zawsze starali się bronić słabszych, więc mimo dzielących ich różnic przyjęli go do paczki i się nim zaopiekowali. Z czasem się nawet zaprzyjaźnili. Peter może nie był typowym Huncwotem, ale miał wiele zalet. Był bardzo wierny, oddany, uczciwy i godzien zaufania. Zawsze pomagał im przy wycinaniu różnych kawałów, choć raczej od strony technicznej niż umysłowej. Ponadto zawsze krył swoich przyjaciół, czy to przed nauczycielami, czy zazdrosnymi dziewczynami i zawsze potrafił dotrzymać tajemnicy.
Syriusz nakrył się na tym, że raz po raz zerka w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie przyszła błękitnooka brunetka. W końcu to ona zainspirowała go do założenia Grupy Nieustraszonych i przyjście przez nią na spotkanie byłoby z pewnością aktem jej odwagi. Ale najwyraźniej dobrze ją ocenił. Postanowił nie zawracać nią sobie już głowy i podszedł do uroczej blondynki, żeby pomóc jej z nauką zaklęć.


Sonia Winslow spojrzała na zdjęcie przedstawiające dwie nastolatki i zaczęła szybko mrugać, żeby odgonić łzy. W Boże Narodzenie minie rok od śmierci Olivii, a do niej wciąż nie docierało, że jej przyjaciółkę spotkał tak straszny los.
Poznały się w trzeciej klasie, na Opiece nad Magicznymi Zwierzętami. Żadna z jej koleżanek nie zapisała się na ten przedmiot, więc poniekąd była zmuszona dobrać się w parę z energiczną Krukonką, Olivią. Od początku niezwykle łatwo im się rozmawiało. Dziewczyna była wyjątkowo otwarta i nie zwracała uwagi na to, że Sonia jest Ślizgonką. Z każdą lekcją Sonia coraz bardziej lubiła jej towarzystwo i w pewnym momencie ich znajomość przekształciła się w przyjaźń. Pewnego dnia Olivia wyjawiła jej, że pochodzi z mugolskiej rodziny. Sonia zareagowała bardzo nerwowo. Zaczęła wrzeszczeć, że nie będzie zadawać się ze szlamą i postanowiła czym prędzej zakończyć tę znajomość. W końcu tego uczyli ją od dziecka – czarodzieje są o niebo lepsi i nie powinni zadawać się z plebsem.
Jednak dość szybko zaczęło jej brakować tej przyjaźni. Olivia, w przeciwieństwie do reszty jej koleżanek ze Slytherinu, była bardzo pozytywną, niewywyższającą się osobą, z którą mogła porozmawiać na każdy temat. W dodatku dobrze się uczyła i absolutnie w niczym nie odstawała od reszty. Dla Sonii przestało się liczyć jej pochodzenie. Kilka razy miała ochotę przeprosić Olivię, ale duma jej na to nie pozwalała. W końcu postanowiła się przemóc i wysłać byłej przyjaciółce prezent bożonarodzeniowy, z załączonym listem z długimi przeprosinami. Nie wie, czy dziewczyna go kiedykolwiek dostała i otworzyła. Po powrocie do szkoły dowiedziała się, że w noc Wigilijną Śmierciożercy wdarli się do jej rodzinnego domu i wszystkich zabili.
Na tę wieść Sonia poczuła się, jakby ktoś z całej siły walnął ją pięścią w brzuch. Nawet nie kryła się z łzami, choć nikt nie rozumiał co ją może obchodzić los jakiejś szlamy, która zataiła przed nią swoje pochodzenie, tylko po to, żeby zbliżyć się do członka arystokratycznej rodziny i w ten sposób się dowartościować. Sonia wiedziała, że to nieprawda. Olivia była szczerą i dobrą osobą. Nie rozumiała czemu spotkał ją taki, a nie inny los.
Dziewczyna schowała zdjęcie głęboko w kufrze i otarła łzy. Nikt nie może jej nakryć jak opłakuje „szlamę” i tak już krążą o niej nieprzychylne plotki. Chciałaby mieć w sobie tyle siły, żeby móc powiedzieć rodzicom, co sądzi o ich poglądach. Pokłócić się ze znajomymi, którzy bez namysłu powtarzają zasłyszane w domu frazesy. Ale nie potrafi tego zrobić. Nie jest taka jak Syriusz Black.


- No chłopaki, to za sukces Grupy Nieustraszonych! – powiedział Syriusz unosząc w górę szklankę z Ognistą Whiskey. Reszta Huncwotów zrobiła to samo.
- Jest co świętować, było niesamowicie! Tyle osób chętnych do dodatkowej nauki obrony przed czarną magią. I nawet Lily przyszła na nasze spotkanie – powiedział James.
- Nie zaczynaj James! – wykrzyknęli Syriusz i Remus jednocześnie.
- Ale nawet nie wiecie jak mnie to męczy. Mamy za sobą wyjątkowo udaną randkę, która zamiast nas do siebie zbliżyć, oddaliła jeszcze bardziej…
- A ty nie wiesz jak męczące jest słuchanie po raz setny tego samego – mruknął Syriusz.
- No dobra, już się zamykam – powiedział naburmuszony James i wypił sporego łyka Ognistej Whisky. – A jak tam z tą blondynką Łapciu? Umówiliście się?
- No ba! Co prawda jest trochę głupiutka, ale wyjątkowo słodka. Taka w sam raz na raz – powiedział i puścił oczko. Remus wywrócił oczami, James się głośno zaśmiał, a Peter jak zwykle nie krył podziwu dla przyjaciela. 



______________________________________________________

Tym razem dałam spokój Jamesowy i Lily (choć mogłabym o nich pisać cały czas ^^) i skupiłam się na Syriuszu. Jak widać dodałam też nową bohaterkę. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :) 
W kolejnych rozdziałach mam zamiar skupić się też na Remusie i Peterze, po czym powrócić do wątka Jily <3