W Pokoju Wspólnym Gryfonów było
od kilka dni jakoś inaczej. Choć nikt nie potrafił powiedzieć o co dokładnie
chodzi, to każdy odczuwał różnicę w panującej atmosferze. Było jakoś tak… cicho
i … spokojnie.
Syriusz Black spojrzał na swoich
towarzyszy. Remus czytał książkę, Peter ćwiczył zaklęcia niewerbalne, których
wciąż nie udało mu się opanować, a James ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się
w kąt, w którym siedziała Lily Evans. Pewnie znowu rozmyślał o ich randce.
Syriusz tylko westchnął i wywrócił oczami. Nie potrafił zrozumieć, jak można
się aż tak strasznie zmienić z powodu dziewczyny. Miłość – mawiał Lupin, ale Syriusz w to nie wierzył. Miłość to
jakiś głupi wymysł, liczy się tylko prawdziwa przyjaźń.
Chłopak wstał i powoli podszedł
do okna. Deszcz i szarość – typowa angielska jesień. Nie można posiedzieć po
błoniach, potrenować quiddicha – człowiek jest zmuszony do siedzenia w zamku i
umierania z nudy. Chciałby zrobić coś pożytecznego, ale jedyne co mu
przychodziło do głowy, to znalezienie jakiegoś Ślizgona i zrujnowanie mu dnia.
To robactwo trzeba tępić. Wszyscy wiedzą, że już nie mogą się doczekać aż
skończą szkołę i przyłączą się do Śmierciożerców. Teraz pewnie siedzą sobie wszyscy
razem, z jego braciszkiem na czele i dokształcają z zakresu czarnej magii. Aż
się skrzywił na tę myśl.
Gardził ludźmi niepotrafiącymi
odróżnić dobro od zła. Nie rozumiał też słabych ludzi, którzy dołączali do
Voldemorta ze strachu. On osobiście wolałby zginąć w najgorszych męczarniach
niż stać się jego zwolennikiem. Broniłby się do ostatniej chwili, ale na pewno
nie poddał. Szkoda, że nie wszyscy byli na tyle silni i odważni. To tego
powinni ich uczyć w szkole, a nie jakiejś durnej historii. Przecież Dumbledore
sam był wielkim przeciwnikiem Voldemorta. Nie raz podsłuchali z Jamesem jak
państwo Potter rozmawiali o założonej przez niego tajnej organizacji, Zakonie
Feniksa, która ma na celu walkę z Voldemortem i jego zwolennikami.
Miał już dość siedzenia w Pokoju
Wspólnym, więc postanowił się przejść. Po prostu powłóczyć bez celu po
korytarzach. A może trafi mu się jakiś Ślizgon, którego będzie mógł podręczyć?
Albo jakaś fajna laska do podrywu? To zdecydowanie lepsze od siedzenia i nic
nie robienia. Oznajmił kolegom, że sobie idzie, po czym przeszedł przez dziurę
za portretem Grubej Damy i zaczął iść przed siebie.
Zastanawiał się jak będzie
wyglądało ich życie po zakończeniu szkoły. Z jednej strony zawsze marzył o tym,
żeby zostać zawodowym graczem w quidditcha, ale z drugiej, w związku z sytuacją
panującą w świcie czarodziejów, coraz bardziej ciągnęło go do zostania aurorem.
Nawet chodził na wszystkie przedmioty niezbędne do rozpoczęcia tej kariery.
Syriusz Black, z rodziny tych Blacków aurorem, to dopiero ironia losu –
pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że James ma podobne odczucia, w
końcu nie raz o tym rozmawiali i pod tym kątem wybierali razem przedmioty, na
które będą chodzić. Wiedział też, że James już dostawał sporo propozycji od
drużyn quidditcha, niektórych bardzo prestiżowych i nie potrafił zgadnąć co
zadecyduje jego przyjaciel.
Był tak zamyślony, że nie
zauważył, jak zza rogu wypadła jakaś osóbka. Zderzyli się ze sobą, a
dziewczynie wypadły z rąk książki. Pospiesznie ukucnęła i zaczęła je zbierać,
przez co Syriusz zobaczył tylko jej długie kruczoczarne loki.
- Przepraszam – powiedział i
schylił się, żeby jej pomóc.
- Nie ma sprawy, to ja nie
powinnam tak pędzić po korytarzach – odpowiedziała dziewczyna. Lekko uniosła
głowę i spojrzała na Syriusza. Od razu zauważył jej piękne oczy, o nietypowo
intensywnym błękitnym kolorze. W zestawieniu z jej jasną karnacją i czarnymi
włosami sprawiały jeszcze większe wrażenie. Chłopak wręcz zatonął w tym
spojrzeniu, przez co po raz pierwszy odjęło mu mowę na widok dziewczyny. Szybko
jednak otrząsnął się z osłupienia i przybrał swoją minę podrywacza.
- Masz rację, po takim zderzeniu
mogła stać mi się krzywda, nawet trochę boli mnie ręka – powiedział lekko
napinając biceps. Zauważył, jak dziewczynie powiększyły się oczy i rozchyliły
usta. O tak, ona jest już jego.
- Może mogę się jakoś zrekompensować?
– zapytała dziewczyna. Była wyjątkowo piękna, Syriusz aż się zdziwił, że nie
wypatrzył jej wcześniej.
Nagle jego uwagę przykuł kolejny
szczegół. Zielono-srebrny krawat. Była Ślizgonką. Jego twarz wykrzywiła się w
grymasie.
- Możesz, najlepiej jak
najszybciej znikając mi z oczu – powiedział patrząc na nią z obrzydzeniem.
Twarz dziewczyny zastygła w bezruchu, najwyraźniej była w szoku.
Syriusz stwierdził, że skoro ona
się nie rusza, to w takim razie on odejdzie. Oddał jej wszystkie książki, po
czym ruszył przed siebie, nawet się nie oglądając.
- Syriuszu! Poczekaj! – zaczęła
za nim wołać. To ona go znała? W sumie nic w tym dziwnego, jego zna każdy w tej
szkole. Lekko zwolnił i spojrzał przez ramię. Dziewczyna truchtała w jego
stronę.
- Od dawna chciałam z tobą
porozmawiać, ale nigdy nie miałam na to odwagi. Mam na imię Sonia – powiedziała
dziewczyna wyciągając rękę. Jej twarz oblał lekki rumieniec.
- Ze Ślizgonami się nie zadaję –
odpowiedział obojętnie Syriusz, nie wyjmując rąk z kieszeni. Dziewczyna
wyglądała jakby się miała zaraz rozpłakać, ale jego to nie ruszało.
- Ja… nie wszyscy Ślizgoni są
tacy, jak myślisz. To, że urodziłam się w takim, a nie innej rodzinie nie
powinno mnie z góry przekreślać, chyba sam coś o tym wiesz. Słyszałam o tym,
jak postawiłeś się swojej rodzinie i bardzo to podziwiam. Ja nie mam aż tyle
odwagi… - dodała niemal szeptem.
- No widzisz, i tu się różnimy.
Ty chcąc nie chcąc po skończeniu szkoły dołączysz do zwolenników Voldemorta. Sama
przyznajesz, że jesteś zbyt słaba, żeby się sprzeciwić. Gardzę takimi ludźmi. A
teraz wybacz, bo mam lepsze rzeczy do roboty, niż rozmowa z tobą – powiedział,
po czym zdecydowanie skręcił w stronę schodów.
Dziewczyna
już za nim nie szła. Co za bezczelność, jakaś Ślizgonka będzie próbowała z nim
rozmawiać i jeszcze mówi, że go podziwia. Przecież nie liczą się słowa, a
czyny. Niech sama się postawi swojej rodzinie, to może wtedy nie będzie jej z
góry przekreślał. Jakiś głos podpowiadał mu, że takim osobom jak ona faktycznie
może być ciężko. Cała rodzina popiera Voldemorta, wszyscy znajomi w szkole też
– nawet nie ma komu się przyznać, że wybiera inną drogę. Trochę pożałował, że
tak na nią naskoczył. Tym bardziej, że była taka ładna… Rozważał, czy jej nie
przeprosić przy najbliższej okazji, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Kto
wie co się dzieje w jej głowie, przecież ledwo ją poznał. Z jakiegoś powodu trafiła
do Slytherinu, więc lepiej się trzymać od niej z daleka.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Przecież
takich jak ona może być więcej – osób, które wiedzą, że to co robi Voldemort
jest złe, ale nie potrafiących się postawić rodzinie i znajomym. Skoro Ślizgoni
mogą sobie zakładać tajne stowarzyszenia i nawet niespecjalnie się z tym kryć,
to oni też! Ambicją Ślizgonów jest stać się Śmierciożercami, a cała reszta może
pragnąć dołączyć do ich przeciwników! Razem wspierali by się i dodawali sobie
odwagi. Cały rozpromieniony pobiegł do Pokoju Wspólnego i podszedł do grupki
swoich przyjaciół.
- Chłopaki, wpadłem na fantastyczny
pomysł! – powiedział. Reszta Huncwotów spojrzała na niego z zaciekawieniem. –
Założymy młodzieżową wersję Zakonu Feniksa! Grupy ludzi, która ma siłę i odwagę
w przyszłości walczyć z Voldemortem i jego zwolennikami.
- Genialny pomysł Łapo! – od razu
przyklasnął mu James. W jego oku pojawił się znajomy błysk.
- Hmm… Pomysł może nie jest
najgorszy, ale nie bardzo wiem czy realny. Jak ty to sobie wyobrażasz, co
mielibyśmy robić? – zaciekawił się Lupin.
- Tak jak Ślizgoni zgłębiają
czarną magię, tak my możemy zgłębiać i ćwiczyć ochronę przed nią! Każdy z nas
lubi ten przedmiot, jest w nim dobry, więc może uda nam się przekonać do niego
też innych uczniów. A im większą będą mieli wiedzę, tym większa szansa, że w
przyszłości nie dadzą się zastraszyć i będą potrafili sprzeciwić się
Voldemortowi!
- Ja tam jestem za. Może nie
jestem orłem z OPCM, ale to mój ulubiony przedmiot i nawet lubię się go uczyć –
powiedział Peter. Syriusz energicznie poklepał go po plecach.
- I o to chodzi! To co chłopaki,
ustalone?
- Dalej nie jestem przekonany,
ale możemy spotkać się w kilka osób i zobaczyć co z tego wyjdzie – powiedział
Remus z uśmiechem.
- Zatem ustalone! – ucieszył się
Syriusz. Czasem nie mógł się nadziwić, że jest aż tak genialny.
Pomysł Syriusza spotkał się z
niesamowicie entuzjastycznym przyjęciem wśród uczniów. Plotka o założonym przez
Huncwotów stowarzyszeniu migiem rozeszła się po Hogwarcie i co chwila jakaś
nowa osoba zgłaszała chęć dołączenia do nich. Oczywiście większość stanowiły
zakochane w nich dziewczyny, ale przecież nie ważne są przyczyny, ale sam fakt
chęci dołączenia do Grupy Nieustraszonych, bo tak właśnie się nazwali. Nawet
niektórzy z nauczycieli patrzyli na nich jakby przychylniej, a Peter
przysięgał, że Dumbledore puścił mu oczko podczas śniadania.
Jako miejsce pierwszego spotkania
wybrali jedną z opuszczonych klas na drugim piętrze. Już 10 minut przed
umówioną godziną sala była tak pełna, że potrzebne było małe przemeblowanie. O
umówionej godzinie przywitali wszystkich, wygłosili krótkie i zabawne mowy, po
czym rozpoczęli spotkanie. Postanowili, że zaczną od zaklęć, dzięki którym uda
się zamienić swój dom w trudną do odnalezienia kryjówkę.
Początkowo sceptyczny Remus
bardzo zaangażował się w ten pomysł. Od ponad tygodnia wybierał zaklęcia, których
mieli uczyć na pierwszym spotkaniu i pilnował, żeby cała czwórka opanowała je
do perfekcji i mogła pomóc innym w ich nauce. Nawet Peter radził sobie
wyjątkowo dobrze. Syriusz spojrzał z pewną czułością na swojego przyjaciela,
który cierpliwie tłumaczył jakiejś Puchonce jak ma wymawiać poszczególne sylaby
zaklęcia. Dobrze pamięta, jak było mu go żal na samym początku szkoły. Ludzie od
razu zauważyli, że trochę odstaje od reszty uczniów i wiecznie się z niego
wyśmiewali. Szybko zrobili z niego szkolną ofiarę i popychadło. On i James nie
mogli na to patrzeć. Od zawsze starali się bronić słabszych, więc mimo
dzielących ich różnic przyjęli go do paczki i się nim zaopiekowali. Z czasem
się nawet zaprzyjaźnili. Peter może nie był typowym Huncwotem, ale miał wiele
zalet. Był bardzo wierny, oddany, uczciwy i godzien zaufania. Zawsze pomagał im
przy wycinaniu różnych kawałów, choć raczej od strony technicznej niż
umysłowej. Ponadto zawsze krył swoich przyjaciół, czy to przed nauczycielami,
czy zazdrosnymi dziewczynami i zawsze potrafił dotrzymać tajemnicy.
Syriusz nakrył się na tym, że raz
po raz zerka w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie przyszła błękitnooka
brunetka. W końcu to ona zainspirowała go do założenia Grupy Nieustraszonych i
przyjście przez nią na spotkanie byłoby z pewnością aktem jej odwagi. Ale
najwyraźniej dobrze ją ocenił. Postanowił nie zawracać nią sobie już głowy i
podszedł do uroczej blondynki, żeby pomóc jej z nauką zaklęć.
Sonia Winslow spojrzała na
zdjęcie przedstawiające dwie nastolatki i zaczęła szybko mrugać, żeby odgonić
łzy. W Boże Narodzenie minie rok od śmierci Olivii, a do niej wciąż nie
docierało, że jej przyjaciółkę spotkał tak straszny los.
Poznały się w trzeciej klasie, na
Opiece nad Magicznymi Zwierzętami. Żadna z jej koleżanek nie zapisała się na
ten przedmiot, więc poniekąd była zmuszona dobrać się w parę z energiczną
Krukonką, Olivią. Od początku niezwykle łatwo im się rozmawiało. Dziewczyna
była wyjątkowo otwarta i nie zwracała uwagi na to, że Sonia jest Ślizgonką. Z
każdą lekcją Sonia coraz bardziej lubiła jej towarzystwo i w pewnym momencie
ich znajomość przekształciła się w przyjaźń. Pewnego dnia Olivia wyjawiła jej,
że pochodzi z mugolskiej rodziny. Sonia zareagowała bardzo nerwowo. Zaczęła
wrzeszczeć, że nie będzie zadawać się ze szlamą i postanowiła czym prędzej
zakończyć tę znajomość. W końcu tego uczyli ją od dziecka – czarodzieje są o
niebo lepsi i nie powinni zadawać się z plebsem.
Jednak dość szybko zaczęło jej
brakować tej przyjaźni. Olivia, w przeciwieństwie do reszty jej koleżanek ze
Slytherinu, była bardzo pozytywną, niewywyższającą się osobą, z którą mogła
porozmawiać na każdy temat. W dodatku dobrze się uczyła i absolutnie w niczym
nie odstawała od reszty. Dla Sonii przestało się liczyć jej pochodzenie. Kilka
razy miała ochotę przeprosić Olivię, ale duma jej na to nie pozwalała. W końcu
postanowiła się przemóc i wysłać byłej przyjaciółce prezent bożonarodzeniowy, z
załączonym listem z długimi przeprosinami. Nie wie, czy dziewczyna go kiedykolwiek
dostała i otworzyła. Po powrocie do szkoły dowiedziała się, że w noc Wigilijną
Śmierciożercy wdarli się do jej rodzinnego domu i wszystkich zabili.
Na tę wieść Sonia poczuła się,
jakby ktoś z całej siły walnął ją pięścią w brzuch. Nawet nie kryła się z
łzami, choć nikt nie rozumiał co ją może obchodzić los jakiejś szlamy, która
zataiła przed nią swoje pochodzenie, tylko po to, żeby zbliżyć się do członka arystokratycznej
rodziny i w ten sposób się dowartościować. Sonia wiedziała, że to nieprawda. Olivia
była szczerą i dobrą osobą. Nie rozumiała czemu spotkał ją taki, a nie inny
los.
Dziewczyna schowała zdjęcie
głęboko w kufrze i otarła łzy. Nikt nie może jej nakryć jak opłakuje „szlamę” i
tak już krążą o niej nieprzychylne plotki. Chciałaby mieć w sobie tyle siły,
żeby móc powiedzieć rodzicom, co sądzi o ich poglądach. Pokłócić się ze
znajomymi, którzy bez namysłu powtarzają zasłyszane w domu frazesy. Ale nie
potrafi tego zrobić. Nie jest taka jak Syriusz Black.
- No chłopaki, to za sukces Grupy
Nieustraszonych! – powiedział Syriusz unosząc w górę szklankę z Ognistą
Whiskey. Reszta Huncwotów zrobiła to samo.
- Jest co świętować, było
niesamowicie! Tyle osób chętnych do dodatkowej nauki obrony przed czarną magią.
I nawet Lily przyszła na nasze spotkanie – powiedział James.
- Nie zaczynaj James! –
wykrzyknęli Syriusz i Remus jednocześnie.
- Ale nawet nie wiecie jak mnie
to męczy. Mamy za sobą wyjątkowo udaną randkę, która zamiast nas do siebie
zbliżyć, oddaliła jeszcze bardziej…
- A ty nie wiesz jak męczące jest
słuchanie po raz setny tego samego – mruknął Syriusz.
- No dobra, już się zamykam –
powiedział naburmuszony James i wypił sporego łyka Ognistej Whisky. – A jak tam
z tą blondynką Łapciu? Umówiliście się?
- No ba! Co prawda jest trochę
głupiutka, ale wyjątkowo słodka. Taka w sam raz na raz – powiedział i puścił
oczko. Remus wywrócił oczami, James się głośno zaśmiał, a Peter jak zwykle nie
krył podziwu dla przyjaciela.
______________________________________________________
Tym razem dałam spokój Jamesowy i Lily (choć mogłabym o nich pisać cały czas ^^) i skupiłam się na Syriuszu. Jak widać dodałam też nową bohaterkę. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :)
W kolejnych rozdziałach mam zamiar skupić się też na Remusie i Peterze, po czym powrócić do wątka Jily <3