sobota, 11 maja 2013

8. Sekret Lunatyka

- Nie mogę uwierzyć, że to nasz ostatni rok w Hogwarcie… – powiedział wyraźnie zmartwiony Peter, tuż po tym, jak Dumbledore skończył swoją przemowę. 
- Ja też – odparł Remus. - Czuję się, jakbym dopiero wczoraj stał wśród pierwszoroczniaków i czekał na przydział do jednego z domów. Sam nie wiem kiedy minęło to siedem lat...
- Nie bądźcie tacy przygnębieni! – przerwał im Syriusz. – Spójrzcie na to z innej strony, został nam cały rok na to, żeby sprawić, że ta szkoła nigdy o nas nie zapomni! Ten rok przejdzie do historii, mogę wam to obiecać. Na początek impreza inauguracyjna w Pokoju Wspólnym – dodał z szelmowskim uśmiechem puszczając oczko do siedzącej w pobliżu blondynki.
- Nie mogę uwierzyć, że wciąż się do mnie nie odezwała! – powiedział niespodziewanie milczący do tej pory James. – W wakacje napisałem do niej pięć listów, ale na żaden nie odpisała. Chciałem ją złapać w pociągu, ale szybko uciekła do przedziału Prefektów, potem zajmowała się pierwszoroczniakami, więc znowu nie mieliśmy okazji porozmawiać, a teraz usiadła przy przeciwnym końcu stołu! A już myślałem, że powoli zaczyna się między nami układać… Na weselu tak dobrze nam się rozmawiało i tańczyło, Lily wyglądała na bardzo szczęśliwą, w jej oczach widać wręcz było iskierki radości, aż nagle pojawiła się ta zołza…
- Halo, ziemia do Rogacza! – uciszył go Syriusz - Nie poznaję cię, ja gadam o imprezie, a ty mi nagle wyskakujesz ze swoimi miłosnymi problemami? Z miotły spadłeś, czy co?
- Co? Impreza? Dobry pomysł! Wtedy na weselu Evans była trochę wstawiona, może jak teraz trochę się napije to znowu się rozluźni i uda mi się z nią pogadać. Powiem jej, że… -  James chciał powiedzieć coś jeszcze, ale żadne słowa nie wydostawały się z jego ust. Oderwał wzrok od Lily i spojrzał na siedzącego obok niego Syriusza. Chłopak trzymał w ręku różdżkę, a na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
- Sorry stary, ale musiałem cię uciszyć. Pół lata słuchałem twojej paplaniny o Evans, więcej już tego nie zniosę!
- Poza tym, teraz masz świetną okazję, żeby poćwiczyć zaklęcia niewerbalne – dodał ucieszony Remus. James rzucił mu wściekłe spojrzenie, po czym cisnął w niego czekoladową babeczką. Chwilę później przy stole Gryfonów rozpętała się wielka bitwa na jedzenie, którą zakończyła dopiero interwencja profesor McGonagall.

Wieczorna impreza w Pokoju Wspólnym rozkręcała się na dobre. Huncwoci jak zwykle postarali się o jedzenie i napoje, z czego zwłaszcza to drugie bardzo szybko znikało ze stołu. Choć większość pierwszoroczniaków po dniu pełnym wrażeń poszła spać, to w pokoju i tak panował tłok. Najwięcej osób skupionych było wokół kanapy przy kominku, na której siedzieli Huncwoci i zabawiali rozmówców swoimi historiami. Syriusz i James tradycyjnie otoczeni byli sporą grupką dziewczyn. Black był wyraźnie w swoim żywiole i radośnie popisywał się przed upatrzoną wcześniej blondynką, za to siedzący obok niego Potter, wyjątkowo nie był aż tak rozmowny jak jego przyjaciel. Oczywiście również żartował i opowiadał anegdotki ze swojego życia, ale przy tym często lekko nieobecny, a momentami wręcz zaniepokojony rozglądał się po pokoju. Kiedy powoli dopijał trzecią szklankę ognistej whiskey, w końcu wypatrzył wśród tłumu rudą głowę. Serce od razu zabiło mu szybciej, więc przeprosił swoje rozmówczynie i momentalnie znalazł się u boku Lily.
- Na miłość boską, co tu się dzieje?! – krzyknęła zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nic, tylko impreza – odparł James wykonując niedbały gest ręką. – Szukałem ciebie, bo chciałem porozmawiać. Napisałem do ciebie listy, ale…
- Przecież widzę, że impreza! Ma się natychmiast skończyć! Ledwo co wróciłam z zebrania dla prefektów, na którym tłumaczyłam innym jak mają panować nad porządkiem w swoich domach, a tu taka „niespodzianka”! – warknęła czerwona ze złości Lily. James nie rozumiał co w nią wstąpiło. Kiedyś nie reagowała tak ostro na imprezy, choć była już prefektem, z tym, że nie naczelnym. Dziewczyna wyjęła różdżkę i kilkoma jej ruchami wyłączyła muzykę oraz pozbyła się jedzenia i napojów.
- Koniec imprezy! Wszyscy spać! Natychmiast! – wykrzyczała. Gryfoni zaczęli wydawać z siebie pomruki niezadowolenia i niechętnie kierowali się w stronę schodów prowadzących do dormitoriów.
- Wyluzuj Lily! – próbował interweniować Syriusz. – Masz, napij się piwa kremowego. Podobno na weselu alkohol miał na ciebie dobry wpływ.
- Zamknij się Black i marsz do dormitorium! Mogę przymknąć oko na imprezy w weekend, ale przecież jutro rano zaczynają się zajęcia! Jesteście niepoważni!
Chłopak mruknął coś pod nosem, po czym objął ramieniem siedzącą obok niego blondynkę i powiedział jej coś na ucho. Dziewczyna się zarumieniła i zaczęła chichotać. Razem wstali z kanapy i objęci ruszyli w stronę schodów. Po kilku minutach w Pokoju Wspólnym zostali tylko Lily i James.
- Na co czekasz Potter, idź do dormitorium!
- Poczekaj, porozmawiajmy choć przez chwilę – powiedział chłopak, próbując złapać Lily za rękę. Dziewczyna mu jednak na to nie pozwoliła.
- Nie mamy o czym. Skoro ty tu zostajesz, to ja idę – odparła.
- Chciałem cię przeprosić! Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co stało się na weselu. Przepraszam cię. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ile razy mam to jeszcze powtórzyć, żebyś mi w końcu wybaczyła?
- Wiem, że jest ci przykro, ale co z tego, że ci wybaczę, skoro to i tak cię niczego nie nauczy i dalej będziesz się zachowywał dokładnie tak samo? Daj mi spokój, proszę – powiedziała odwracając się na pięcie i szybkim krokiem idąc w stronę schodów, prowadzących do dormitorium. James jeszcze przez dłuższą chwilę stał i wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stała rudowłosa piękność.

Lily była wściekła. Była zła na siebie za to, że nie potrafiła się gniewać na Pottera, choć bardzo tego chciała. Tak naprawdę, to była mu wdzięczna. Postawił się Petunii, zrobił coś, na co ona nie miała odwagi. Oczywiście potem czekały ją nieprzyjemności, lecz wcale nie większe niż te, które przeżywała przez całe lato. Koniec końców Lily przestała obchodzić się z Petunią jak z jajkiem, zaczęła używać w domu czarów i otwarcie opowiadać o Hogwarcie. Poczuła się tak, jakby ktoś zdjął z niej olbrzymi ciężar. Dzięki temu, reszta wakacji była dla niej o wiele przyjemniejsza.
Chciała być zła na Jamesa. Chciała móc podrzeć i wyrzucić do kosza wszystkie listy, które od niego dostała. Chciała, tak jak kiedyś, uważać go za dupka. Chciała nie myśleć o nim każdego dnia. Chciała, żeby jej serce nie przyspieszało na widok jego uśmiechu… Ale tak nie było. Dlatego postanowiła go unikać.

~*~

Dochodziła już północ, a Lily wciąż nie skończyła swojego referatu na transmutację. Tego dnia obowiązki Prefekta Naczelnego zajęły jej sporo czasu, przez co naukę musiała odłożyć na późny wieczór. Okazało się mianowicie, że spora grupka Ślizgonów postanowiła potajemnie dokształcać się z zakresu czarnej magii. Zapewne nie udało by jej się tego odkryć, gdyby nie pewien trzecioroczniak, który bardzo głośno popisywał się przed resztą kolegów, że przyjęli go do tajnego Stowarzyszenia Czarnoksiężników. Jak tylko Lily to usłyszała, to od razu zawlokła go do wicedyrektorki, gdzie chłopak wyśpiewał wszystko na temat stowarzyszenia i jego członków. Prawie cały dzień zajęło Lily i drugiemu Prefektowi Naczelnemu, Danielowi Smithowi, wyłapywanie wszystkich jego członków i odprowadzanie ich do McGonagall, w celu wymierzenia kary. Mimo to, profesor nie zwolniła jej z obowiązku napisania referatu. Tak, ten dzień z pewnością nie należał do najlżejszych.
Dziewczyna postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy. Zaparzyła sobie kubek herbaty, po czym usiadła z nim na parapecie i zaczęła wpatrywać się w widok za oknem. Tej nocy była pełnia, więc doskonale widziała szkolne błonia, jezioro, fragment Zakazanego Lasu, a nawet chatkę Hagrida, w oknach której świeciło się słabe światło. Powoli dopijała herbatę i już miała wracać do pisania wypracowania, kiedy nagle ujrzała sylwetki czterech osób biegnących po trawie – trzy wysokie i szczupłe i jedną trochę mniejszą i bardziej zaokrągloną, które kierowały się w stronę Bijącej Wierzby. Niemal od razu domyśliła się, kto to był. Zastanawiało ją jedynie, jak udało im się przejść przez Pokój Wspólny, skoro ona cały czas w nim siedziała. Niewiele myśląc upewniła się, że jej różdżka znajduje się w kieszeni szaty, opuściła Pokój Wspólny i biegiem ruszyła w stronę wyjścia na błonia. Jako Prefekt Naczelny mogła swobodnie biegać nocą po szkole, bez obawy, że dostanie szlaban, ale mimo to starała się zachować w miarę cicho, bo nie chciała spotkać na swojej drodze Filcha, ani jego upiornej kotki.
Kiedy już była na zewnątrz, zatrzymała się na chwilę i rozejrzała dookoła. Nigdzie nie widziała Huncwotów. Pewnym krokiem zaczęła iść w stronę wierzby pewna, że ukrywają się gdzieś za nią. Zastanawiało ją, co tym razem chłopcy wymyślili i cieszyła się, że uda jej się nakryć ich na gorącym uczynku. Tyle razy nadużywali jej cierpliwości, a teraz miała okazję się na nich odegrać. Jeżeli szykują coś dużego, to może dostaną szlaban na wszystkie popołudnia i weekendy, a jej łatwiej będzie unikać Pottera…
Nagle Lily usłyszała za sobą szybkie kroki. Obróciła się, ale nic nie zobaczyła, więc postanowiła kontynuować swoją wędrówkę w stronę wierzby. Chwilę później znowu usłyszała kroki, tym razem gdzieś po swojej prawej stronie, ale kiedy odwróciła głowę, ponownie nic nie ujrzała. Serce dziewczyny zaczęło bić szybciej, a ona sama poczuła ogarniający ją strach. A co jeżeli to nie byli Huncwoci, tylko Śmierciożercy? Lily kurczowo złapała za znajdującą się w jej kieszeni różdżkę. Doskonale wiedziała, że było ich sporo wśród Ślizgonów z siódmego roku, a ona, jako mugolaczka, była przez nich wyjątkowo znienawidzoną osobą. Jeżeli by ich teraz spotkała, to z pewnością nie skończyło by się to dla niej zbyt dobrze. Nawet przyłapanie Huncwotów na gorącym uczynku nie było tego warte. Jeszcze raz uważnie rozejrzała się dookoła, po czym zawróciła i szybkim krokiem zaczęła się kierować w stronę wejścia do zamku. Wydawało jej się, że usłyszała coś, jakby szczekanie psa, ale postanowiła nie zwracać na to uwagi. Chciała jedynie znaleźć się już w bezpiecznym wnętrzu szkoły. Nie wiedziała co ją podkusiło do nocnych spacerów. Nagle usłyszała za sobą głośne sapanie. Z sercem walącym niczym młot zerknęła przez swoje ramię i stanęła jak wryta. Przed nią stał ogromny, wściekły, zapluty wilkołak.
Całe życie przeleciało jej przed oczami. Była pewna, że zaraz umrze. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa, ręka z różdżką nie chciała się podnieść, a usta nie były w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. To był jej koniec.
Wtem, niewiadomo skąd, zjawił się ogromny, czarny pies i rzucił się na wilkołaka sprawiając, że ten zachwiał się i cofnął o kilka kroków. Chwilę później na jego głowę wdrapał się wyjątkowo duży szczur, którego wilkołak usilnie starał się z niej zrzucić. Lily wciąż była w takim szoku, że nie była w stanie się ruszyć. Nagle poczuła ukłucie w plecy i kątem oka ujrzała przy swoich żebrach poroże jelenia. Zwierzę zaczęło ją popychać w stronę wejścia do szkoły, a ona posłusznie się temu poddawała. Była już tuż przy drzwiach, zaraz będzie bezpieczna… Choć wydawało jej się to trochę głupie, to przed wejściem szybko odwróciła się, żeby w jakiś sposób okazać jeleniowi swoją wdzięczność. Wtem doznała kolejnego szoku i prawie zemdlała, kiedy na jej oczach zwierzę przemieniło się w Jamesa Pottera.
- Cholera jasna, Evans, co ty tu robisz?! – wykrzyczał wściekły.
Lily po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Z jego oczu wręcz strzelały pioruny. Był cały brudny, a z kilku miejsc na jego twarzy sączyła się krew. Wciąż nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. James otworzył drzwi i wepchnął dziewczynę do zamku, sam wchodząc za nią i pospiesznie zatrzaskując drzwi. Wyjął z kieszeni jakąś mapę, stuknął w nią różdżką mamrocząc coś pod nosem, po czym złapał wciąż osłupiałą dziewczynę za rękę i zaczął ciągnąć ją przez korytarz. Chwilę później byli już w Pokoju Wspólnym.
- Co ci odbiło, żeby chodzić samotnie nocą po błoniach?! – wysyczał James upewniając się, że w pokoju nie ma nikogo więcej.
- Mogłabym spytać ciebie o to samo – Lily w końcu udało się zapanować nad głosem.
- Pomagam przyjacielowi w ciężkich dla niego chwilach – odparł James nieco spokojniej. Lily po raz kolejny tej nocy osłupiała.
- To Remus, prawda? On jest… wilkołakiem? – wykrztusiła po dłuższej chwili. Nagle w jej głowie wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Jego comiesięczne choroby, pobyty w Skrzydle Szpitalnym, wymęczenie… Severus już dawno to podejrzewał, ale ona mu nie wierzyła. Jak widać niesłusznie…
- Tak. Został pogryziony w dzieciństwie. Opanowanie animagii zajęło nam sporo czasu, ale było warto. Wcześniej musiał się sam ze wszystkim zmagać, a teraz my możemy być przy nim, wpierać go. I przy okazji ratować takie lekkomyślne osoby jak ty, czy Smarkerus.
No tak, Lily wiedziała, że Severus ma wobec Jamesa ogromny dług wdzięczności. Jemu też musiał uratować kiedyś życie… Okazuje się, że nawet wtedy nie był aż takim dupkiem, za jakiego go uważała. Nagle dziewczyna rzuciła się zaskoczonemu Potterowi na szyję.
- Dziękuję – wyszeptała ze łzami w oczach. – I tak.
- Co tak? – zaciekawił się James, kiedy już go puściła.
- Odpowiem tak, na twoje następne pytanie.
Twarz chłopaka zmieniła się nie do poznania, kiedy pojawił się na niej ogromny od ucha do ucha uśmiech, a w oczach zapłonęły iskierki.
- Umówisz się ze mną Evans? – zapytał wpatrując się w nią jak w obrazek.
- Tak – odpowiedziała cicho dziewczyna odwracając wzrok, a jej policzki oblał szkarłatny rumieniec.
____________________________________________
Zgodnie z obietnicą po 3 tygodniach publikuję kolejny rozdział :)
Szczerze, to nie jestem z niego zbyt zadowolona... Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba :)
Ja sama już nie mogę się doczekać pisania kolejnego rozdziału ^^ 

wtorek, 23 kwietnia 2013

7. Ślub Petunii


W domu państwa Evans panowało niesamowite zamieszanie. Był to dzień ślubu Petunii i wszystko musiało przebiegać idealnie, wedle wizji panny młodej. Wesele miało odbyć się w ogrodzie, w specjalnie rozstawionym na tę okazję, białym namiocie. Jego wnętrze było już pięknie udekorowane kwiatami, stoły nakryte, a firma cateringowa i zespół czekały w pełnej gotowości na przybycie gości. Lily przypadło w przygotowaniach wyjątkowo niewdzięczne zadanie. Musiała ręcznie wyczyścić i wypolerować stare, srebrne sztućce, od dawna przekazywane w ich rodzinie z pokolenia na pokolenie. Dziewczyna miała wrażenie, że poza zwykłym zmywaniem, jeszcze nikt nigdy ich porządnie nie czyścił. Wszystko było matowe, poczerniałe i dopiero po dużym wkładzie pracy odzyskiwało swój dawny urok. Najtrudniej było jej doczyścić widelce – musiała dokładnie i precyzyjnie zająć się każdym ząbkiem, żeby końcowy efekt zadawalał Petunię. Spędziła nad tymi sztućcami ładnych kilka dni. Żałowała, że nie mogła po prostu użyć magii, ale zdawała sobie sprawę z tego, że siostra rozszarpałaby ją na strzępy, gdyby tylko wyjęła różdżkę. Denerwowało ją, że mimo pełnoletniości nie mogła swobodnie posługiwać się magią poza szkołą. Mogła to robić jedynie w swoim pokoju, za zamkniętymi drzwiami, bo inaczej Petunia wpadała w szał. Rodzice dziewczyn mieli dość dramatów związanych ze ślubem starszej z sióstr i nie chcieli więcej kłótni w domu, więc również trzymali stronę Petunii. Dla Lily była to wyjątkowo okropna sytuacja i musiała się bardzo pilnować, żeby w końcu nie wybuchnąć. Wiedziała, że w głębi duszy siostra najzwyczajniej zazdrościła jej magicznych umiejętności, ale wieczne obrażanie jej osoby i wyzywanie od „dziwaków” były bardzo krzywdzące.
- Lily jesteś już gotowa? Zaraz przyjdą pierwsi goście! – zawołała z dołu mama dziewczyny.
- Już schodzę! – odkrzyknęła.
Założyła na stopy szpilki i przejrzała się w lustrze. Ubrana była w uroczą sukienkę do kolan, w kolorze pudrowego różu , taką samą, jakie miały inne druhny. Dotknęła swojego idealnego koka, upewniając się, że się nie rozleci. Szybko nałożyła na usta pomadkę i zeszła na dół. Już ze schodów słyszała dochodzące z salonu krzyki, więc tylko westchnęła i cicho wślizgnęła się do pokoju.
- Mówiłam wyraźnie, że serwetki mają być ułożone w kształt ŁABĘDZI, a nie jakichś wachlarzy! To przecież KATASTROFA! – wydzierała się Petunia. Ubrana była w wielką, rozłożystą suknię ślubną, z dużą ilością falban. Lily przemknęło przez myśl, że przez swoją długą szyję, jej siostra sama wyglądała trochę jak łabędź.
- Nie można powierzyć tym partaczom najprostszej roboty! – wspierał ją jej przyszły mąż, Vernon Dursley, stojący obok w swoim przyciasnym fraku.
- Kochanie, spokojnie, przecież świat się od tego nie zawali… - próbował uspokoić Petunię ojciec.
- Twój może nie, ale mój tak! To MÓJ dzień ślubu, wszystko powinno być tak jak JA sobie to wymarzyłam, a marzyłam o serwetkach w kształcie pięknych łabędzi, a nie beznadziejnych wachlarzy!
- Wiesz Petuniu, jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, to Lily mogłaby… - zaczęła mówić spokojnym głosem jej mama.
- O nie! ONA niech się trzyma od wszystkiego z daleka z tymi swoimi dziwactwami! I tak zmusiliście mnie, żeby została moją druhną, jak coś zepsuje, to będzie wasza wina! – krzyczała coraz bardziej czerwona Petunia.
Lily zacisnęła pięści i przygryzła wargę, żeby nie powiedzieć czegoś, czego mogłaby później żałować. Jedynie chrząknęła głośno, dając znać, że jest obecna w pokoju.
- Och, jesteś już – powiedziała wyraźnie zmieszana pani Evans. – Chodź, pomożesz mi witać gości i kierować ich do namiotu, lada chwila powinni się zacząć schodzić.
Lily bez słowa protestu ruszyła za matką. Przez następne pół godziny stała przy furtce, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy i witała weselnych gości.

Sama ceremonia zaślubin przebiegła szybko i sprawnie. Nie obeszło się oczywiście bez łez Petunii, która ze wzruszenia ledwo wyłkała swoje „tak”. Następnie wszyscy goście zjedli uroczystą kolację i zaczęły się tańce. Lily kazano tańczyć z różnymi wujkami i kuzynami, ale po pierwszych kilku piosenkach udało jej się od tego wymigać mówiąc, że bolą ją nogi i musi trochę odpocząć. Usiadła przy stole i dyskretnie spojrzała na zegarek. Niestety, ta noc zapowiadała się na wyjątkowo długą. Upiła łyk szampana z nadzieją, że alkohol poprawi jej trochę humor.
- Widzisz tego przystojniaka w okularach? Ciekawe kto to… - usłyszała rozmowę dwóch pozostałych druhen, siedzących razem z nią przy stoliku.
- Nie mam pojęcia, ale z miłą chęcią bym się za niego zabrała, jest boski!
Lily z grymasem wykrzywiła twarz  i dolała sobie więcej szampana. Słuchanie o przystojniakach w okularach od razu przypomniało jej o Jamesie Potterze, a przecież przez prawie całe wakacje udawało jej się o nim nie myśleć. Zwłaszcza o tym, jak zobaczyła go obok siebie w zwierciadle Ain Eingarp… Na myśl o tym dziewczyna szybko potrząsnęła głową i opróżniła kolejny kieliszek szampana.
- O mój Boże, on tu idzie! Widzisz ten jego cudowny uśmiech? Zaraz się rozpłynę… Czy moje włosy dobrze wyglądają? – zaczęła się ekscytować jedna z druhen. Lily tylko wywróciła oczami i po raz kolejny sięgnęła po butelkę z szampanem.
- Widzę, że lubisz popić Evans, od tej strony cię nie znałem – usłyszała głęboki, męski głos za swoimi plecami.
Nagle jej serce zaczęło bić jak szalone. Powoli się odwróciła i ujrzała Jamesa Pottera, w całej swej okazałości. Druhny miały rację, wyglądał niesamowicie przystojnie. Stał tuż obok niej w czarnych jeansach, białej koszuli i…
- Czy tyy masz sssnicze na krawacie, Potterrr? – zapytała Lily. Czuła, że język jej się lekko plącze. James zaśmiał się głośno.
- Przyszedłem niezaproszony na ślub twojej siostry, a ty tylko pytasz się o mój krawat? Serio, nie poznaję cię Evans!
- Na brodę Merlina, masz rację! Co ty tu do cholery robisz? – opamiętała się i jakby lekko otrzeźwiała Lily.
- Tańczę z tobą – odpowiedział chłopak wyciągając rękę w jej stronę. Nie wiadomo czy to z nudy, czy z nadmiaru alkoholu, ale Lily bez sprzeciwów podała mu rękę, ignorując motyle w brzuchu, kiedy poczuła jego dotyk na swojej skórze, a chwilę później wirowali już razem na parkiecie.
- Nie powinno cię tu być – wymamrotała po dłuższej chwili.
- Nie wyglądasz, jakby ci to przeszkadzało. Poza tym przyznaj, że do tej pory wcale nie bawiłaś się za dobrze. Obserwowałem cię przez chwilę i mam wrażenie, że gdyby nie ja, wlałabyś w siebie zawartość wszystkich butelek z szampanem i zasnęła gdzieś pod stołem – powiedział James, po czym zakręcił nią i pewnie złapał w talii, powstrzymując ją tym samym od upadku. Musiała przyznać, że był świetnym tancerzem (czy było coś, w czym byłby kiepski?).
Lily oblała się rumieńcem. Chciała coś odpyskować, ale nie potrafiła, bo wiedziała, że chłopak ma rację. Przetańczyli jeszcze kilka piosenek. Lily raz po raz zerkała na krawat swojego partnera i szeroko się uśmiechała. Przypominał jej on o tym, że świat magii wciąż istnieje, a ona już niedługo do niego powróci. Nagle poczuła pilną potrzebę podzielenia się pewną wiadomością, którą przez całe wakacje zmuszona była utrzymywać w tajemnicy.
- Zostałam Prefektem Naczelnym! – wyrzuciła z siebie rozentuzjazmowana.
- Moje gratulacje! – odpowiedział chłopak unosząc ją lekko i robiąc obrót. – Czy to znaczy, że będziesz przymykać oczy na nasze żarty?
- Wręcz przeciwnie Potter! – zaśmiała się dziewczyna, po czym w dziecinny sposób wystawiła język.
Nagle Lily poczuła silne szarpnięcie za ramię, które oderwało ją od Jamesa i spowodowało, że prawie się wywróciła.
- Kto to jest?! Na pewno nie ma go na mojej liście gości! – wysyczała czerwona jak burak Petunia.
- Spokojnie Tuniu, to mój kolega ze szkoły, Po… ee… James – odpowiedziała Lily rozcierając bolące ramię.
- Z TEJ szkoły? Ma stąd zaraz zniknąć! Nie chcę więcej dziwadeł na moim weselu, wystarczysz mi ty!
- Kogo nazywasz dziwadłem, tego wielkiego pingwina z nadwagą? Faktycznie, normalni ludzie tak nie wyglądają – powiedział James, wskazując brodą na Vernona. Lily głośno wciągnęła powietrze.
- Jak śmiesz tak mówić o moim mężu! Wynoś się stąd, NATYCHMIAST! – wykrzyczała Petunia. Oczy wszystkich gości skierowane były na nią.
James już otwierał usta, żeby jej coś odpowiedzieć, ale Lily kopnęła go mocno w kostkę i bezgłośnie powiedziała: „zamknij się”.  Chłopak odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem zszedł z parkietu, kierując się w stronę wyjścia. Po chwili Lily pobiegła za nim.
- Co to miało znaczyć?! Wiesz, jakie będę mieć przez ciebie problemy?! – zaczęła krzyczeć, jak tylko wyszli z namiotu.
- Nie pozwolę nikomu ciebie obrażać! Nikomu, rozumiesz?! – opowiedział James zatrzymując się i odwracając w jej stronę. W jego oczach widać było złość.
- Ale to moja siostra! Czasem bywa denerwujące, ale to jej dzień ślubu! Mimo wszystko ją kocham i nie chcę psuć jej tego wyjątkowego czasu! Całe wakacje powstrzymywałam się od jakichkolwiek komentarzy, ale nagle zjawiłeś się ty i jak zwykle wszystko zepsułeś!
- Przepraszam, ale po prostu nie mogłem znieść tego, że nazywa cię dziwadłem. Niech sobie obraża mnie do woli, ale nikt nie ma prawa mówić źle o tobie, a już zwłaszcza twoja własna siostra.
- Ale rodzinie się wiele wybacza! Przecież wiem, że ona też mnie kocha, tylko ma do mnie wielki żal, więc nie chce się do tego przyznać! Ale ty tego nie zrozumiesz, w końcu jesteś rozpieszczonym jedynakiem…
- Mam Syriusza, mieszka ze mną i jest dla mnie jak brat. Ale przysięgam, że jakby tylko powiedział o tobie coś złego, to…
- Potter, przestań – przerwała mu Lily. – Myślę, że powinieneś już iść.
Chłopak przyglądał jej się chwilę. Dziewczyna była na niego bardzo zdenerwowana. Spuścił wzrok i ruszył w stronę ulicy. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Zrezygnowany wyciągnął przed siebie różdżkę. Po chwili przyjechał Błękitny Rycerz. James jeszcze raz spojrzał na stojącą z założonymi rękami Lily, wyglądającą wyjątkowo pięknie w sukience druhny, po czym wsiadł do pojazdu.

______________________________________________
Na początku chciałam bardzo, bardzo, BARDZO PRZEPROSIĆ za moją długą nieobecność. Nie będę się z niej tłumaczyć, bo to chyba nie ma sensu. Powróciłam z nowym rozdziałem i od teraz będę się starała pisać bardziej regularnie :) Mam nadzieję, że mój blog będzie miał jeszcze jakichś czytelników... :)

środa, 6 lutego 2013

6. Szósty rok

Lily szczelnie opatuliła się szatą, przeszła kilka kroków, po czym usiadła na śniegu. Nie mogła znieść radosnego nastroju towarzyszącego uczcie bożonarodzeniowej, więc wyszła na zewnątrz pobyć trochę sama. Nie przeszkadzał jej mróz, nie czuła przenikliwego wiatru, ani zimnego, mokrego śniegu przesiąkającego przez jej szaty. Nie czuła zupełnie nic.
Były to pierwsze święta Bożego Narodzenia, które spędzała z dala od swojej rodziny. W głębi duszy wiedziała, że to najlepsze rozwiązanie, jednak i tak nie potrafiła się cieszyć świętami. Za bardzo bała się o swoich bliskich.  Choć  rzadko mówiło się o tym otwarcie, to wszyscy wiedzieli, że Voldemort rośnie w siłę i zyskuje coraz więcej zwolenników. W Proroku Codziennym regularnie pojawiały się artykuły o atakach na bezbronnych Mugoli, niepokojące było też to, że ofiarami coraz częściej stawali się czarodzieje i czarownice, zwłaszcza urodzeni w mugolskich rodzinach.
Lily bardzo chciała ostrzec swoją rodzinę przed niebezpieczeństwem, pojechać do nich i starać się ich chronić, ale Dumbledore odwiódł ją od tego pomysłu. Kilka dni przed przerwą świąteczną wezwał ją do swojego gabinetu na rozmowę i wyjaśnił, że najbezpieczniej dla wszystkich będzie, jeżeli zostanie w Hogwarcie. W domu i tak nie byłaby w stanie zbyt wiele zrobić. Voldemort był bezwzględny i bez zawahania zabijał wszystkich, którzy stawali na jego drodze. Wracając postąpiła by bardzo samolubnie, narażając nie tylko siebie, ale też całą swoją rodzinę na niebezpieczeństwo.
Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i oparła się plecami o drzewo. Wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła szybko mrugać, żeby powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Nie ma się co martwić na zapas, trzeba myśleć pozytywnie – tłumaczyła sobie. W końcu nic złego się jeszcze nie stało. Jeszcze.
- Wesołych Świąt Evans! – usłyszała nagle, już po raz ósmy tego dnia. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto wypowiedział te słowa.
Niestety, Dumbledore poprosił o zostanie na święta w Hogwarcie również Jamesa Pottera. Takie już miała szczęście. W domu może i musiałaby się ukrywać przed psychopatycznym mordercą bez serca, ale przynajmniej byłaby z dala od Pottera.
- Wesołych Potter, po raz kolejny – odmruknęła.
Chłopak przeszedł kilka kroków, po czym usiadł obok niej.
- Szukałem cię – powiedział.
- Po co?
- Widziałem, w jakim humorze byłaś podczas uczty i pomyślałem, że może chciałabyś z kimś porozmawiać.
- Dziękuję za troskę, ale wszystko jest w porządku – skłamała Lily opuszczając głowę, żeby chłopak nie widział jej zaszklonych oczu.
- Przecież widzę, że nie jest. Proszę, porozmawiaj ze mną – powiedział James chwytając ją delikatnie za podbródek i odwracając jej twarz z swoją stronę.
Jak na złość, akurat wtedy samotna łza spłynęła po jej policzku. Ku zaskoczeniu Lily, chłopak tylko delikatnie otarł ją kciukiem. Nie spodziewała się po nim tak miłego i czułego gestu. Zanim się obejrzała, znajdowała się w jego silnych ramionach i głośno szlochała, a on łagodnie gładził ją po włosach i plecach. Tak długo powstrzymywała się od płaczu, a musiała się rozkleić akurat teraz i akurat przy nim. James może i zachowywał się przy niej dojrzalej niż przy innych, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż był tym samym chłopakiem, który wiecznie wykręca głupie żarty, na każdym kroku uprzykrza życie Ślizgonom i kilka razy dziennie próbuje się z nią umówić. Teraz jednak nie robił żadnej z tych rzeczy. Teraz po prostu był przy niej i zdawał się faktycznie przejmować tym, co czuje.
Po długiej chwili Lily w końcu się od niego oderwała i przestała płakać.
- Dzięki – powiedziała przecierając oczy końcówką rękawa. – Ale i tak się z tobą nie umówię – dodała.
- Wierz mi, że nawet nie przeszło mi przez myśl cię teraz o to pytać – powiedział lekko oburzony James. – A teraz, powiesz mi co się stało, czy mam się zakraść do gabinetu Slughorna i wykraść trochę eliksiru prawdy?
Lily spojrzała na chłopaka. Miał zupełnie poważną minę, poza tym wiedziała, że nie już nie raz wykradł coś z gabinetu profesora, więc wolała nie ryzykować. Sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niej kilka wycinków z Proroka Codziennego i bez słowa wręczyła je chłopakowi. Wszystkie dotyczyły ataków na Mugoli.
- Martwisz się o swoją rodzinę – stwierdził przeglądając wycinki. – Coś im się stało?
- Nie, ale przecież w każdej chwili może się to zmienić...
- To nie martw się na zapas, bo to nic nie da. Teraz jesteś w Hogwarcie, najbezpieczniejszym miejscu na świecie, a twoja rodzina też nie jest jakoś szczególnie narażona na atak. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- A co jeżeli wcale nie będzie dobrze? Życie nie zawsze układa się idealnie! Ale ty nic nie wiesz o prawdziwych problemach! Prowadzisz sobie beztroskie życie i nie przejmujesz się niczym poza wynikiem meczu qudditcha i tym, jaki żart wykręcić Ślizgonom!
- Ty chyba sama nie wiesz co mówisz, Evans! Myślisz, że Voldemort chce dopaść tylko ciebie i twoją rodzinę? Że wszyscy inni są bezpieczni i o nic się nie muszą martwić? Mylisz się – powiedział James dobitnie. Lily była zaskoczona jego ostrym tonem. – Nawet nie wiesz, ilu członków rodziny już straciłem, bo woleli zginąć, niż dołączyć do Śmierciożerców. A to dopiero początek, bo prawdziwa wojna się nawet jeszcze nie zaczęła. Czarodzieje zaczynają się zwracać przeciwko sobie, praktycznie nikomu nie można ufać. Jak myślisz, czemu Syriusz mieszka u mnie? Bo gdyby wrócił do siebie, jego rodzina byłaby pierwsza, żeby go wydać Voldemortowi. Wszyscy mamy problemy…
Lily zrobiło się bardzo głupio. Wiedziała, że James ma rację.
- Przepraszam – wymamrotała w końcu. – Trochę mnie poniosło.
- Nie szkodzi, każdy ma prawo się denerwować. Poza tym chyba wiem, jak trochę poprawić ci humor – powiedział wstając i wyciągając rękę w jej stronę. – Chodź.
- A tym razem nie wrobisz mnie w obrzucenie korytarza łajnobombami? – zapytała niepewnie chwytając jego dłoń.
- Chyba nigdy mi tego nie zapomnisz – powiedział szczerząc się pod nosem i pomagając jej wstać.
W milczeniu weszli do zamku i zaczęli kierować się w stronę ruchomych schodów. Lily próbowała się dowiedzieć dokąd chłopak ją prowadzi, ale on utrzymywał, że to niespodzianka. W końcu zatrzymali się pod jedną z sal na trzecim piętrze. James za pomocą zaklęcia otworzył drzwi i gestem zachęcił  Lily, żeby weszła do środka. Sala byłaby zupełnie pusta, gdyby nie jeden przedmiot stojący na środku.
- Lustro? – zapytała zdziwiona Lily. – Chyba nie powiesz, że jestem tak piękna, że zobaczenie swojego odbicia poprawi mi humor.
- Pochlebiasz sobie Evans, choć nie powiem, jest w tym trochę prawdy – powiedział rozbawiony chłopak. – Ale to nie jest takie zwykłe lustro. To zwierciadło Ain Eingarp. Pokazuje nam nasze najskrytsze pragnienia. Jeżeli uważnie się przyjrzysz, to powinnaś zobaczyć swoją rodzinę, całą i zdrową.
Lily przeszła kilka kroków i stanęła przed lustrem. Na początku zobaczyła tylko swoje odbicie i już chciała nakrzyczeć na Pottera, że znowu robi sobie z niej żarty, kiedy obok niej zaczęły się pojawiać jakieś kształty. Chwilę później wyraźnie widziała uśmiechniętych rodziców i Petunię stojących u jej boku. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła na ten widok. Przez chwilę stała i w ciszy wpatrywała się w zwierciadło.
- Co prawda to tylko złudzenie, ale póki wiesz, że twojej rodzinie nic nie grozi, możesz tu przychodzić wiedząc, że właśnie taki widok zastaniesz w domu – usłyszała głos stojącego po jej prawej stronie Jamesa.
- Dziękuję, to faktycznie poprawiło mi humor – powiedziała dziewczyna uśmiechając się delikatnie. -  A ty co widzisz, kiedy patrzysz w zwierciadło?
- To samo, co zobaczyłbym w zwykłym lustrze. Ciebie i mnie stojących obok siebie – odpowiedział lekko wzruszając ramionami. – Z tym szczegółem, że obydwoje mamy na palcach obrączki.
Lily zaczerwieniła się lekko.
- Myślę, że możemy wracać na ucztę, co prawda przegapiliśmy połowę, ale może jeszcze załapiemy się na świąteczny pudding – powiedziała po chwili odrywając oczy od zwierciadła.
James tylko skinął głową. Razem wyszli z pomieszczenia i zaczęli kierować się w stronę Wielkiej Sali. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się i złapał Lily za rękę.
- O co chodzi? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
James nic nie odpowiedział, tylko szczerząc swoje równiutkie, białe zęby wskazał coś nad jej głową. Lily podążyła wzrokiem za jego palcem i głośno westchnęła, kiedy zobaczyła jemiołę.
- No dalej Evans, chyba nie będziesz łamać tradycji – powiedział chłopak nastawiając policzek w jej stronę. W pierwszej chwili dziewczyna chciała na niego nakrzyczeć albo po prostu odejść bez słowa, ale po krótkiej chwili namysłu doszła do wniosku, że fakt, że sama ma zrujnowane święta nie znaczy, że powinna psuć je też innym. Poza tym cały wieczór był dla niej miły, no i pokazał jej to zwierciadło… Od niechcenia cmoknęła chłopaka w policzek. Ku jej zadziwieniu, zamiast obrzydzenia, poczuła dziwne ciepło rozchodzące się po jej całym ciele, jednak postanowiła zignorować to uczucie.
Za to James jeszcze bardziej wyszczerzył żeby i w podskokach przebył resztę drogi do Wielkiej Sali.

W końcu nadszedł ostatni dzień szkoły i nazajutrz wszyscy uczniowie mieli wrócić na wakacje do swoich domów. Lily bardzo cieszyła się z tego powodu, tym bardziej, że jako siedemnastolatka mogła w końcu używać magii poza szkołą. Miała wrażenie, że dzięki temu jej rodzina będzie bezpieczniejsza. Była już spakowana, więc postanowiła po raz ostatni w tym roku spojrzeć w zwierciadło Ain Eingarp i ujrzeć swoją rodzinę całą i zdrową. Od świąt stało się to dla niej w pewnym sensie uzależnieniem.
Dziewczyna zeszła po schodach prowadzących do dormitorium i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, ale w Pokoju Wspólnym zastała widok na tyle dziwny, że musiała się zatrzymać. Tuż pod sufitem wisiały ubrania Jamesa Pottera, a on sam biegał w samych bokserkach i próbował złapać Syriusza. Wszystkiemu przyglądała się spora grupka rozchichotanych dziewczyn.
- Nie ma mowy, nie oddam ci mojego łóżka! – krzyczał – A teraz zdejmij moje rzeczy z sufitu!
- Ale to w pokoju gościnnym jest niewygodne! Chcesz żebym znowu budził się przez całe wakacje z bólem pleców? Co z ciebie za gospodarz! Zdejmę twoje rzeczy jak obiecasz się zamienić na łóżka!
- Zapomnij Łapciu. Prawdziwy ból poczujesz dopiero jak cię dorwę i to nie tylko w plechach! Oo, cześć Evans – dodał zauważając Lily i zatrzymując się tuż przy niej. – Będziesz tak dobra i zdejmiesz moje rzeczy z sufitu? Na pewno znasz przeciwzaklęcie – powiedział opierając się ręką o ścianę i puszczając do niej oczko.
Do Lily ledwo dotarły wypowiedziane przez niego słowa. Była zbyt wpatrzona w jego umięśnione ciało. Nawet ona musiała przyznać, że bez koszulki wyglądał jak grecki bóg. Co prawda nie za często miała okazję oglądać półnagich mężczyzn, ale była pewna, że nie każdy wyglądał aż tak dobrze, jak ten stojący tuż przed nią. Widać częste treningi qudditcha się opłaciły. Chłopak miał szerokie, silne ramiona, płaski brzuch z idealnie zarysowanymi mięśniami i dość wąskie biodra, przez co jego ciało przypominało kształtem trójkąt. Dopiero po krótkiej chwili dziewczyna się opamiętała i machnęła niedbale różdżką, a wszystkie rzeczy Pottera poleciały w stronę jego dormitorium.
- Świetnie Lily, zniszczyłaś moją szansę na wygodne wysypianie się podczas wakacji – nadąsał się Syriusz.
- Dzięki – mruknął jej do ucha James i posłał w jej stronę całusa. Zrobiło jej się dziwnie gorąco, więc tylko ostentacyjnie przewróciła oczami i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, żeby nikt nie zauważył, jak się czerwieni.
Drogę do sali ze zwierciadłem znała na pamięć, więc trafiłaby tam nawet z zawiązanymi oczami, bądź też z widokiem ciała Pottera w głowie.  Lily starała skupić na tym, jakimi niedojrzałymi dzieciakami są on i Syriusz. Obaj zachowywali się tak, jakby wygodne łóżko było największym problemem, jaki zastaną w domu!
W końcu dotarła do celu swojej podróży i stanęła przed zwierciadłem Ain Eingarp. Wzięła głęboki wdech i szeroko uśmiechnęła na widok machających do niej rodziców i siostry. Jak zwykle pozwoliło jej się to trochę odprężyć. Cieszyła się, że już jutro na żywo zastanie taki widok.
Już chciała odejść, kiedy nagle w lustrze pojawiła się jeszcze jedna postać. Lily odwróciła się za siebie, ale tak jak się spodziewała, była w sali zupełnie sama.
„Nie, proszę, tylko nie on!” – błagała w myślach Lily. Jednak postać zaczęła przybierać coraz wyraźniejsze kształty i już po chwili dziewczyna wyraźnie widziała stojącego przy niej i obejmującego ją w pasie Jamesa Pottera. Bez koszulki.
__________________________________
Jest i szósty rok:)
Przepraszam, że notka pojawia się po tak długim czasie, ale przez wyjazd za granicę i nadmiar nauki trochę zaniedbałam moje blogi:( Mam też zaległości w czytaniu Waszych opowiadań, które postaram się szybko nadrobić:)

czwartek, 10 stycznia 2013

5. Piąty rok


wrzesień

James Potter postanowił skorzystać z pięknej, jesiennej pogody i udać się na przechadzkę po błoniach. Jego najlepszy przyjaciel, Syriusz, umówił się z jakąś dziewczyną, a Remus pomagał Peterowi w nauce, więc miał chwilę tylko dla siebie. Czuł, że ten rok będzie wyjątkowo udany. Po pierwsze, Lupin został prefektem, co na pewno ułatwi im psoty. Po drugie, on sam wybrany został na kapitana gryfońskiej drużyny Quidditcha, co było jednocześnie wielkim zaszczytem, jak i wyzwaniem, któremu miał zamiar sprostać. No a po trzecie, całej trójce, nawet Peterowi, udało się w końcu opanować sztukę animagii, dzięki czemu będą mogli towarzyszyć Remusowi podczas pełni i wpierać go w tych trudnych chwilach.
W pewnym momencie chłopak zauważył siedzącą nieopodal grupkę dziewczyn. Uśmiechnął się pod nosem, wyjął z kieszeni jabłko, podrzucił je wysoko, a następnie w popisowy sposób złapał i ugryzł. Kątem oka sprawdził, czy dziewczyny to widziały. Większość z nich patrzyła w jego stronę z zachwytem, co go ucieszyło, bo lubił być w centrum uwagi. Tylko jedna osoba pozostawała niewzruszona. Był to nikt inny, jak tylko perfekcyjna Lily Evans. Ona jedna była skutecznie odporna na jego urok, a wręcz wydawała się go nie lubić. Doskonale pamiętał, jak w zeszłym roku dla żartu zaproponował, żeby się z nim umówiła. Jej mina była po prostu bezcenna. James nigdy nie rozumiał tej dziewczyny, wolącej towarzystwo tego okropnego Ślizgona, od niego samego. Kiedyś mu to zupełnie nie przeszkadzało, ale teraz…
Chłopak przyglądał się Lily jeszcze przez chwilę. Jej kasztanowe włosy pięknie lśniły w łagodnym blasku słońca, ogrzewającego jednocześnie jej smukłe, zgrabne ciało. Drobne, delikatne dłonie trzymały książkę, w którą wpatrywała się tymi swoimi cudownie zielonymi oczami…
 „Nie, ona musi się ze mną umówić” – postanowił w myślach. Dokończył jeść jabłko, wziął głęboki wdech, zmierzwił włosy, po czym podszedł pewnym krokiem do grupki rozchichotanych dziewczyn i powiedział:
- Evans, umów się ze mną .
- Spadaj Potter – odpowiedziała dziewczyna nawet nie odrywając oczu od książki.
„Ona jeszcze zostanie moją żoną” – pomyślał, po czym odwrócił się na pięcie i sprężystym krokiem pomaszerował w stronę zamku.

*
czerwiec

Lily biegła przed siebie, ledwo widząc drogę przez napływające do jej oczu łzy. W końcu udało jej się dobiec do swojego dormitorium, gdzie od razu rzuciła się na łóżko i zaniosła głośnym szlochem.  W jej uszach cały czas brzmiały okrutne słowa, wypowiedziane chwilę wcześniej przez jej niegdyś najlepszego przyjaciela.
„Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy!” – to zdanie wciąż powracało do niej echem, zadając ostry ból.
To, co się przed chwilą stało, było istnym koszmarem. I pomyśleć, że jeszcze godzinę temu była w takim świetnym humorze. Napisała ostatniego SUMa, co oznaczało chwilowy koniec nauki i powrót do domu na wakacje, spotkanie z rodziną…
Jednak oni musieli to zrobić. Musieli z nudów zacząć dręczyć Severusa. Przed oczami znów zobaczyła wiszącego w powietrzu do góry nogami chłopaka. A ona… Ona chciała mu po prostu pomóc. Nigdy, nawet w najśmielszych myślach nie oczekiwała takiego obrotu sprawy. Jak on mógł ją tak nazwać? Przecież tyle razy zapewniał ją, że nie ma nic złego w jej pochodzeniu…
Ale ona powinna się była domyślić. W końcu zadawał się z tymi okropnymi ludźmi, Averym i Mulciberem, którzy uprawiali czarną magię, nawet się z tym nie kryjąc. Wszyscy wiedzieli, że w przyszłości zostaną śmierciożercami, a oni sami wydawali się być z tego wręcz dumni. A Sev najwyraźniej był jednym z nich. Tyle razy zapewniał ją, że to nie prawda, że w końcu mu uwierzyła. Lily było wręcz wstyd, że była taka naiwna. Z jednej strony, to może dobrze się stało, że ujrzała w końcu jego prawdziwą naturę…
 No i ten cały James Potter. Lily nie rozumiała, jak można być aż takim palantem! To on to wszystko zaczął, to wszystko jego wina! Cały rok błaznował próbując jej zaimponować i sprawić, że się z nim umówi, co dziewczyna skutecznie ignorowała.  Tym razem jednak przesadził. Szantażował ją mówiąc, że zostawi Severusa w spokoju, jeżeli ona się z nim umówi. Niedoczekanie!
Jednak z jednego Lily była dumna. Pod wpływem emocji wygarnęła mu, co o nim myśli. Mimochodem uśmiechnęła się na to wspomnienie.
„Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak,  jakbyś dopiero co zsiadł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz… Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i twoim wielkim napuszonym łbem. Mdli mnie na twój widok!”
Jednak to niewiele zmieniało. Wątpiła, żeby do niego cokolwiek dotarło. Żeby jej słowa miały sprawić, że będzie lepszym człowiekiem.
- Lily – usłyszała w pewnym momencie głos Mary Macdonald, a na ramieniu poczuła jej delikatny dotyk – on tam jest i koniecznie chce z tobą porozmawiać.
- To powiedz mu, że nie ma na co liczyć, niech sobie stąd idzie! – odpowiedziała chowając głowę w poduszkę.
Późnym wieczorem udało jej się w końcu opanować emocje. Wykąpała się, ubrała w piżamę i już miała się kłaść do łóżka, kiedy zauważyła stojącą w rogu Mary. Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, czy powinna.
- Co jest Mary? – zapytała łagodnym głosem.
- Chodzi o niego… On tam ciągle jest. Powiedział, że będzie spać pod portretem Grubej Damy i czekał, dopóki nie wyjdziesz i z nim nie porozmawiasz! – wyrzuciła z siebie w końcu dziewczyna.
Lily westchnęła cicho. Co prawda postanowiła już nigdy więcej z nim nie rozmawiać, ale czuła, że powinna oficjalnie, raz na zawsze zakończyć tę znajomość. Dziewczyna chwyciła szlafrok, zarzuciła go na siebie i w ciszy wyszła z dormitorium. Gdy przeszła przez dziurę w portrecie prawie potknęła się o leżącego na ziemi Ślizgona.
- Lily, tak mi przykro… – zaczął mówić, pośpiesznie wstając z podłogi.
- Nie interesuje mnie to – odpowiedziała dziewczyna stanowczo, zakładając ręce na piersiach.
- Przepraszam! – niemal wyłkał chłopak.
- Oszczędź sobie płuc.
- Lily, błagam cię, wybacz mi! Nie chciałem nazwać cię szlamą! To mi się po prostu…
- Wyrwało, tak? – zapytała dziewczyna ze złością. – Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy… no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać. Nie możesz doczekać się chwili, kiedy zostaniesz sługą Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
Chłopak otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wypowiedziawszy ani słowa.
- Nie mogę już dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, a ja wybrałam swoją.
- Nie… Wysłuchaj mnie, ja nie chciałem…
- … nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli Severusie. Czym ja się różnię?
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów, zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie musiała czekać na jego odpowiedź. Znała ją.
Już zmierzała w stronę dormitorium, ale zatrzymał ją czyjś dotyk na swoim ramieniu. Lily odwróciła się powoli i zadarła lekko głowę, żeby móc spojrzeć w orzechowe oczy Jamesa Pottera.
- Czego ode mnie chcesz? – warknęła.
- Porozmawiać. Przeprosić. Wszystko wyjaśnić. Wytłumaczyć się – odpowiedział chłopak. W jego oczach widać było prawdziwą skruchę. Takiego Jamesa Pottera nie widziała jeszcze nigdy w życiu, więc mimo swojej odrazy wobec jego osoby, postanowiła poświęcić mu chwilę czasu.
Chłopak wskazał jej kanapę naprzeciwko kominka. Lily usiadła i spojrzała wyczekującym wzrokiem na zajmującego miejsce obok niej Gryfona.
- On nie jest taki jak myślisz. Przy tobie zachowuje się inaczej, ale nie raz widziałem, jak krzywdzi inne osoby. Jeżeli wybuchnie wojna, a wygląda na to, że to nieuniknione, on cię nie ochroni. Nie będzie w stanie. Nie powinnaś mu ufać, on…
- Doskonale o tym wiem – przerwała mu dziewczyna. – Właśnie mu oznajmiłam, że to koniec naszej przyjaźni.
- Naprawdę? Och, to wspaniale! W takim razie teraz rozumiesz, czemu uprzykrzamy życie Ślizgonom. Rozumiesz, że dla przyszłych śmierciożerców nie powinno być litości. Nie rozumiem, czemu Dumbledore pozwala im chodzić do tej szkoły. Gdyby to ode mnie zależało już dawno wszyscy siedzieliby zamknięci w Azkabanie! – powiedział James uderzając zaciśniętą pięścią w swoje udo.
- Uspokój się! Nie można zwalczać zła złem, to nie prowadzi do niczego poza wyniszczeniem! Dumbledore to mądry człowiek, on wie co robi.
- Tak, chyba masz rację… Mogę cię jeszcze o coś zapytać?
- Słucham.
- Czy to, co o mnie dzisiaj powiedziałaś… Czy naprawdę tak myślisz? – zapytał się chłopak robiąc minę zbitego psa. Lily poczuła się lekko zmieszana.
- Tak… - odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok. – Powinnam już chyba iść…
- Nie, poczekaj! – wykrzyknął łapiąc ją za rękę. – To, co powiedziałaś, pozwoliło mi w pewnym sensie przejrzeć na oczy. Ja… nie wiedziałem, że inni mogą tak odbierać moje zachowanie. Postaram się zmienić, obiecuję. Dla ciebie – dodał, wciąż trzymając Lily za rękę i patrząc jej głęboko w oczy.
Dziewczynie zrobiło się gorąco i poczuła dziwne mrowienie na całym ciele. Chciała wstać i odejść, ale jakaś niezauważalna siła jej na to nie pozwalała. Siedzieli tak jeszcze przez chwilę, aż nagle Lily zauważyła, że twarz Jamesa niebezpiecznie zbliża się do jej własnej.
- Co ty robisz? – zapytała zdziwiona.
- Próbuję cię pocałować, myślałem, że to odpowiedni moment.
- Jesteś niemożliwy! – zaśmiała się dziewczyna, po czym odeszła w stroną dormitorium, lekko kołysząc biodrami.
__________________________________
W końcu udało mi się napisać ten rozdział :)
Muszę przyznać, że bardzo obawiałam się tego piątego roku. W końcu był on przełomowy i chciałam opisać go w odpowiedni sposób. Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej :)
Kursywą zaznaczyłam cytaty pochodzące z książek, bo postanowiłam się nimi posiłkować.
P.S. Jak Wam się podoba mój nowy szablon? Bo ja go uwielbiam <3 Jeszcze raz dziękuję Jill z Zaczarowanych Szablonów za świetną robotę! :)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Liebster Awards



Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Jest to moja pierwsza nominacja, a otrzymałam ją od Clove Allison, za co bardzo dziękuję!
Jest mi niesamowicie miło, że ktoś docenia moją pracę :)

Pytania które mi zadano:


1. Ulubiona postać z książek?
Jest ich tyle, że ciężko wybrać jedną... Ale niech to będzie Jaskier z Wiedźmina. Ma genialne zachowania i teksty, które zawsze poprawiają mi humor :D

2. Ulubiony kolor?
Fioletowy

3. Mars czy Twix? :D
Twix

4. Jesteś dorosła?
Chyba nigdy nie dorosnę;p

5. Twój wymarzony prezent urodzinowy?
Kotek ^ ^ ale mam psa, który kotów nienawidzi, więc nie mam co liczyć na taki prezent :(

6. Jaki masz kolor oczu?
To chyba najtrudniejsze z pytań;p
Raz niebieskie, raz zielone, raz szare, raz morskie (zależy od światła i mojego nastroju) z żółtą obwódką dookoła źrenicy

7. Jaki rodzaj książek lubisz?
Najbardziej lubię książki, dzięki którym mogę się przenieść do innego świata, a więc fantastykę :)
Lubię też kryminały i czasem romanse.

8. Lubisz święta?
Tak.

9. Co lubisz robić?
Lubię czytać, pisać, słuchać muzyki, oglądać dobre filmy, ale przede wszystkim lubię spędzać czas z przyjaciółmi.

10. Gdybyś miała 100 000 euro co byś sobie kupiła?
Zafundowałabym sobie i najbliższym przyjaciołom wycieczkę dookoła świata, z dużą ilością imprez i zakupów w trakcie :D

11. Wierzysz w duchy?
Nie.


Blogi, które nominuję:
1. Alex
2. the last one
3. Vera
4. Camille Blue
5. Xara
6. Marzycielka
7. Luie
8. rosmaneczka
9. Sara Abel
10. Fedora
11. Tristis


Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Ulubiony film?
3. Gdzie chciałbyś mieszkać?
4. Jaki masz znak zodiaku?
5. Ulubiony serial?
6. Czego nie lubisz robić?
7. Jaki masz kolor włosów?
8. Masz jakieś zwierzę?
9. Ulubiona strona internetowa?
10. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
11. Gdybyś mogła być jakąś postacią z książki, to kto by to był?

Jeszcze raz dziękuję za nominację i pozdrawiam :)

P.S. Jutro albo pojutrze pojawi się kolejny wpis!