środa, 6 lutego 2013

6. Szósty rok

Lily szczelnie opatuliła się szatą, przeszła kilka kroków, po czym usiadła na śniegu. Nie mogła znieść radosnego nastroju towarzyszącego uczcie bożonarodzeniowej, więc wyszła na zewnątrz pobyć trochę sama. Nie przeszkadzał jej mróz, nie czuła przenikliwego wiatru, ani zimnego, mokrego śniegu przesiąkającego przez jej szaty. Nie czuła zupełnie nic.
Były to pierwsze święta Bożego Narodzenia, które spędzała z dala od swojej rodziny. W głębi duszy wiedziała, że to najlepsze rozwiązanie, jednak i tak nie potrafiła się cieszyć świętami. Za bardzo bała się o swoich bliskich.  Choć  rzadko mówiło się o tym otwarcie, to wszyscy wiedzieli, że Voldemort rośnie w siłę i zyskuje coraz więcej zwolenników. W Proroku Codziennym regularnie pojawiały się artykuły o atakach na bezbronnych Mugoli, niepokojące było też to, że ofiarami coraz częściej stawali się czarodzieje i czarownice, zwłaszcza urodzeni w mugolskich rodzinach.
Lily bardzo chciała ostrzec swoją rodzinę przed niebezpieczeństwem, pojechać do nich i starać się ich chronić, ale Dumbledore odwiódł ją od tego pomysłu. Kilka dni przed przerwą świąteczną wezwał ją do swojego gabinetu na rozmowę i wyjaśnił, że najbezpieczniej dla wszystkich będzie, jeżeli zostanie w Hogwarcie. W domu i tak nie byłaby w stanie zbyt wiele zrobić. Voldemort był bezwzględny i bez zawahania zabijał wszystkich, którzy stawali na jego drodze. Wracając postąpiła by bardzo samolubnie, narażając nie tylko siebie, ale też całą swoją rodzinę na niebezpieczeństwo.
Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i oparła się plecami o drzewo. Wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła szybko mrugać, żeby powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Nie ma się co martwić na zapas, trzeba myśleć pozytywnie – tłumaczyła sobie. W końcu nic złego się jeszcze nie stało. Jeszcze.
- Wesołych Świąt Evans! – usłyszała nagle, już po raz ósmy tego dnia. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto wypowiedział te słowa.
Niestety, Dumbledore poprosił o zostanie na święta w Hogwarcie również Jamesa Pottera. Takie już miała szczęście. W domu może i musiałaby się ukrywać przed psychopatycznym mordercą bez serca, ale przynajmniej byłaby z dala od Pottera.
- Wesołych Potter, po raz kolejny – odmruknęła.
Chłopak przeszedł kilka kroków, po czym usiadł obok niej.
- Szukałem cię – powiedział.
- Po co?
- Widziałem, w jakim humorze byłaś podczas uczty i pomyślałem, że może chciałabyś z kimś porozmawiać.
- Dziękuję za troskę, ale wszystko jest w porządku – skłamała Lily opuszczając głowę, żeby chłopak nie widział jej zaszklonych oczu.
- Przecież widzę, że nie jest. Proszę, porozmawiaj ze mną – powiedział James chwytając ją delikatnie za podbródek i odwracając jej twarz z swoją stronę.
Jak na złość, akurat wtedy samotna łza spłynęła po jej policzku. Ku zaskoczeniu Lily, chłopak tylko delikatnie otarł ją kciukiem. Nie spodziewała się po nim tak miłego i czułego gestu. Zanim się obejrzała, znajdowała się w jego silnych ramionach i głośno szlochała, a on łagodnie gładził ją po włosach i plecach. Tak długo powstrzymywała się od płaczu, a musiała się rozkleić akurat teraz i akurat przy nim. James może i zachowywał się przy niej dojrzalej niż przy innych, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż był tym samym chłopakiem, który wiecznie wykręca głupie żarty, na każdym kroku uprzykrza życie Ślizgonom i kilka razy dziennie próbuje się z nią umówić. Teraz jednak nie robił żadnej z tych rzeczy. Teraz po prostu był przy niej i zdawał się faktycznie przejmować tym, co czuje.
Po długiej chwili Lily w końcu się od niego oderwała i przestała płakać.
- Dzięki – powiedziała przecierając oczy końcówką rękawa. – Ale i tak się z tobą nie umówię – dodała.
- Wierz mi, że nawet nie przeszło mi przez myśl cię teraz o to pytać – powiedział lekko oburzony James. – A teraz, powiesz mi co się stało, czy mam się zakraść do gabinetu Slughorna i wykraść trochę eliksiru prawdy?
Lily spojrzała na chłopaka. Miał zupełnie poważną minę, poza tym wiedziała, że nie już nie raz wykradł coś z gabinetu profesora, więc wolała nie ryzykować. Sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niej kilka wycinków z Proroka Codziennego i bez słowa wręczyła je chłopakowi. Wszystkie dotyczyły ataków na Mugoli.
- Martwisz się o swoją rodzinę – stwierdził przeglądając wycinki. – Coś im się stało?
- Nie, ale przecież w każdej chwili może się to zmienić...
- To nie martw się na zapas, bo to nic nie da. Teraz jesteś w Hogwarcie, najbezpieczniejszym miejscu na świecie, a twoja rodzina też nie jest jakoś szczególnie narażona na atak. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- A co jeżeli wcale nie będzie dobrze? Życie nie zawsze układa się idealnie! Ale ty nic nie wiesz o prawdziwych problemach! Prowadzisz sobie beztroskie życie i nie przejmujesz się niczym poza wynikiem meczu qudditcha i tym, jaki żart wykręcić Ślizgonom!
- Ty chyba sama nie wiesz co mówisz, Evans! Myślisz, że Voldemort chce dopaść tylko ciebie i twoją rodzinę? Że wszyscy inni są bezpieczni i o nic się nie muszą martwić? Mylisz się – powiedział James dobitnie. Lily była zaskoczona jego ostrym tonem. – Nawet nie wiesz, ilu członków rodziny już straciłem, bo woleli zginąć, niż dołączyć do Śmierciożerców. A to dopiero początek, bo prawdziwa wojna się nawet jeszcze nie zaczęła. Czarodzieje zaczynają się zwracać przeciwko sobie, praktycznie nikomu nie można ufać. Jak myślisz, czemu Syriusz mieszka u mnie? Bo gdyby wrócił do siebie, jego rodzina byłaby pierwsza, żeby go wydać Voldemortowi. Wszyscy mamy problemy…
Lily zrobiło się bardzo głupio. Wiedziała, że James ma rację.
- Przepraszam – wymamrotała w końcu. – Trochę mnie poniosło.
- Nie szkodzi, każdy ma prawo się denerwować. Poza tym chyba wiem, jak trochę poprawić ci humor – powiedział wstając i wyciągając rękę w jej stronę. – Chodź.
- A tym razem nie wrobisz mnie w obrzucenie korytarza łajnobombami? – zapytała niepewnie chwytając jego dłoń.
- Chyba nigdy mi tego nie zapomnisz – powiedział szczerząc się pod nosem i pomagając jej wstać.
W milczeniu weszli do zamku i zaczęli kierować się w stronę ruchomych schodów. Lily próbowała się dowiedzieć dokąd chłopak ją prowadzi, ale on utrzymywał, że to niespodzianka. W końcu zatrzymali się pod jedną z sal na trzecim piętrze. James za pomocą zaklęcia otworzył drzwi i gestem zachęcił  Lily, żeby weszła do środka. Sala byłaby zupełnie pusta, gdyby nie jeden przedmiot stojący na środku.
- Lustro? – zapytała zdziwiona Lily. – Chyba nie powiesz, że jestem tak piękna, że zobaczenie swojego odbicia poprawi mi humor.
- Pochlebiasz sobie Evans, choć nie powiem, jest w tym trochę prawdy – powiedział rozbawiony chłopak. – Ale to nie jest takie zwykłe lustro. To zwierciadło Ain Eingarp. Pokazuje nam nasze najskrytsze pragnienia. Jeżeli uważnie się przyjrzysz, to powinnaś zobaczyć swoją rodzinę, całą i zdrową.
Lily przeszła kilka kroków i stanęła przed lustrem. Na początku zobaczyła tylko swoje odbicie i już chciała nakrzyczeć na Pottera, że znowu robi sobie z niej żarty, kiedy obok niej zaczęły się pojawiać jakieś kształty. Chwilę później wyraźnie widziała uśmiechniętych rodziców i Petunię stojących u jej boku. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła na ten widok. Przez chwilę stała i w ciszy wpatrywała się w zwierciadło.
- Co prawda to tylko złudzenie, ale póki wiesz, że twojej rodzinie nic nie grozi, możesz tu przychodzić wiedząc, że właśnie taki widok zastaniesz w domu – usłyszała głos stojącego po jej prawej stronie Jamesa.
- Dziękuję, to faktycznie poprawiło mi humor – powiedziała dziewczyna uśmiechając się delikatnie. -  A ty co widzisz, kiedy patrzysz w zwierciadło?
- To samo, co zobaczyłbym w zwykłym lustrze. Ciebie i mnie stojących obok siebie – odpowiedział lekko wzruszając ramionami. – Z tym szczegółem, że obydwoje mamy na palcach obrączki.
Lily zaczerwieniła się lekko.
- Myślę, że możemy wracać na ucztę, co prawda przegapiliśmy połowę, ale może jeszcze załapiemy się na świąteczny pudding – powiedziała po chwili odrywając oczy od zwierciadła.
James tylko skinął głową. Razem wyszli z pomieszczenia i zaczęli kierować się w stronę Wielkiej Sali. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się i złapał Lily za rękę.
- O co chodzi? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
James nic nie odpowiedział, tylko szczerząc swoje równiutkie, białe zęby wskazał coś nad jej głową. Lily podążyła wzrokiem za jego palcem i głośno westchnęła, kiedy zobaczyła jemiołę.
- No dalej Evans, chyba nie będziesz łamać tradycji – powiedział chłopak nastawiając policzek w jej stronę. W pierwszej chwili dziewczyna chciała na niego nakrzyczeć albo po prostu odejść bez słowa, ale po krótkiej chwili namysłu doszła do wniosku, że fakt, że sama ma zrujnowane święta nie znaczy, że powinna psuć je też innym. Poza tym cały wieczór był dla niej miły, no i pokazał jej to zwierciadło… Od niechcenia cmoknęła chłopaka w policzek. Ku jej zadziwieniu, zamiast obrzydzenia, poczuła dziwne ciepło rozchodzące się po jej całym ciele, jednak postanowiła zignorować to uczucie.
Za to James jeszcze bardziej wyszczerzył żeby i w podskokach przebył resztę drogi do Wielkiej Sali.

W końcu nadszedł ostatni dzień szkoły i nazajutrz wszyscy uczniowie mieli wrócić na wakacje do swoich domów. Lily bardzo cieszyła się z tego powodu, tym bardziej, że jako siedemnastolatka mogła w końcu używać magii poza szkołą. Miała wrażenie, że dzięki temu jej rodzina będzie bezpieczniejsza. Była już spakowana, więc postanowiła po raz ostatni w tym roku spojrzeć w zwierciadło Ain Eingarp i ujrzeć swoją rodzinę całą i zdrową. Od świąt stało się to dla niej w pewnym sensie uzależnieniem.
Dziewczyna zeszła po schodach prowadzących do dormitorium i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, ale w Pokoju Wspólnym zastała widok na tyle dziwny, że musiała się zatrzymać. Tuż pod sufitem wisiały ubrania Jamesa Pottera, a on sam biegał w samych bokserkach i próbował złapać Syriusza. Wszystkiemu przyglądała się spora grupka rozchichotanych dziewczyn.
- Nie ma mowy, nie oddam ci mojego łóżka! – krzyczał – A teraz zdejmij moje rzeczy z sufitu!
- Ale to w pokoju gościnnym jest niewygodne! Chcesz żebym znowu budził się przez całe wakacje z bólem pleców? Co z ciebie za gospodarz! Zdejmę twoje rzeczy jak obiecasz się zamienić na łóżka!
- Zapomnij Łapciu. Prawdziwy ból poczujesz dopiero jak cię dorwę i to nie tylko w plechach! Oo, cześć Evans – dodał zauważając Lily i zatrzymując się tuż przy niej. – Będziesz tak dobra i zdejmiesz moje rzeczy z sufitu? Na pewno znasz przeciwzaklęcie – powiedział opierając się ręką o ścianę i puszczając do niej oczko.
Do Lily ledwo dotarły wypowiedziane przez niego słowa. Była zbyt wpatrzona w jego umięśnione ciało. Nawet ona musiała przyznać, że bez koszulki wyglądał jak grecki bóg. Co prawda nie za często miała okazję oglądać półnagich mężczyzn, ale była pewna, że nie każdy wyglądał aż tak dobrze, jak ten stojący tuż przed nią. Widać częste treningi qudditcha się opłaciły. Chłopak miał szerokie, silne ramiona, płaski brzuch z idealnie zarysowanymi mięśniami i dość wąskie biodra, przez co jego ciało przypominało kształtem trójkąt. Dopiero po krótkiej chwili dziewczyna się opamiętała i machnęła niedbale różdżką, a wszystkie rzeczy Pottera poleciały w stronę jego dormitorium.
- Świetnie Lily, zniszczyłaś moją szansę na wygodne wysypianie się podczas wakacji – nadąsał się Syriusz.
- Dzięki – mruknął jej do ucha James i posłał w jej stronę całusa. Zrobiło jej się dziwnie gorąco, więc tylko ostentacyjnie przewróciła oczami i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, żeby nikt nie zauważył, jak się czerwieni.
Drogę do sali ze zwierciadłem znała na pamięć, więc trafiłaby tam nawet z zawiązanymi oczami, bądź też z widokiem ciała Pottera w głowie.  Lily starała skupić na tym, jakimi niedojrzałymi dzieciakami są on i Syriusz. Obaj zachowywali się tak, jakby wygodne łóżko było największym problemem, jaki zastaną w domu!
W końcu dotarła do celu swojej podróży i stanęła przed zwierciadłem Ain Eingarp. Wzięła głęboki wdech i szeroko uśmiechnęła na widok machających do niej rodziców i siostry. Jak zwykle pozwoliło jej się to trochę odprężyć. Cieszyła się, że już jutro na żywo zastanie taki widok.
Już chciała odejść, kiedy nagle w lustrze pojawiła się jeszcze jedna postać. Lily odwróciła się za siebie, ale tak jak się spodziewała, była w sali zupełnie sama.
„Nie, proszę, tylko nie on!” – błagała w myślach Lily. Jednak postać zaczęła przybierać coraz wyraźniejsze kształty i już po chwili dziewczyna wyraźnie widziała stojącego przy niej i obejmującego ją w pasie Jamesa Pottera. Bez koszulki.
__________________________________
Jest i szósty rok:)
Przepraszam, że notka pojawia się po tak długim czasie, ale przez wyjazd za granicę i nadmiar nauki trochę zaniedbałam moje blogi:( Mam też zaległości w czytaniu Waszych opowiadań, które postaram się szybko nadrobić:)