środa, 26 grudnia 2012

4. Czwarty rok


- Nie mów, że wolisz siedzieć w bibliotece z tym Ślizgonem, niż iść na mecz quidditcha! – grzmiała Alice. Zwykle jako jedna z jedynych osób tolerowała przyjaźń Lily z przedstawicielem wrogiego domu, ale fakt, że ma zamiar opuścić jej pierwszy mecz nieźle ją zdenerwował.
- Alice, dobrze wiesz, że nie lubię i nigdy nie lubiłam tego sportu – odpowiedziała dziewczyna najspokojniej jak tylko potrafiła. Miała nadzieję, że jej spokój wpłynie na przyjaciółkę pozytywnie, ale przeliczyła się.
- Lubisz, nie lubisz, nic mnie to nie obchodzi! Nawet nie wiesz jak się natrudziłam, żeby dostać się do drużyny! Masz przyjść i mi kibicować albo rzucę na ciebie urok tak straszny, że nie pomogą ci nawet w szpitalu św. Munga! – wymawiając ostatnie słowa zbliżyła swoją twarz do twarzy Lily, opluwając ją kawałkami placka dyniowego. Ruda wytarła twarz serwetką i spojrzała w niebieskie oczy przyjaciółki. Coś w nich sprawiło, że przeszedł ją dreszcz. Alice pochodziła z bogatej rodziny i była niesamowicie rozpieszczona. Zawsze musiała postawić na swoim. Lily dobrze wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Westchnęła i zgodziła się przyjść.
- No, grzeczna dziewczynka – powiedziała Alice głaszcząc ją po włosach. – Wiesz, naprawdę zależy mi na pokazaniu się na tym meczu z jak najlepszej strony. Jest pewna osoba, której od dawna staram się zaimponować, ale on zdaje się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi… - dodała trochę ciszej, patrząc rozmarzonym wzrokiem na Franka Longbottoma.
Lily uśmiechnęła się pod nosem, gdyż już od pewnego czasu wyczuwała między nimi chemię. Miała jednak wrażenie, że chłopak jest zbyt nieśmiały, żeby zagadać do tak energicznej i przebojowej osoby jak Alice, nawet jeżeli ta wysyła mu jednoznaczne sygnały. Frank był wysokim, na swój sposób całkiem przystojnym, aczkolwiek trochę „misiowatym” brunetem z piątego roku. Był spokojny, rozważny, opanowany i dobrze się uczył. Po cichu Lily liczyła na to, że uda mu się okiełznać przebojową Alice, oczywiście jeżeli zostaną parą.
- Dziewczyno, zrób sama ten pierwszy krok i zagadaj do niego! Widzę jak na ciebie patrzy i wydaje mi się, że też mu się podobasz.
- A co jeżeli tak nie jest? Co jeżeli uzna mnie za głupią smarkulę? Nie wiem jak ja to przeżyję… - wymamrotała zawieszając na chwilę głos. – A może… Lily, może porozmawiasz z nim i spróbujesz się dowiedzieć, czy jest mną zainteresowany? Jeżeli wyczujesz, że nie, to mi powiesz, a ja nie będę robić z siebie idiotki…
- Mam robić za swatkę? – zapytała lekko rozbawiona. Alice była jednak zupełnie poważna. Z wyczekiwaniem wpatrywała się w nią swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Dziewczyna była drobną blondynką o oryginalnej urodzie. Ze swoimi dużymi oczami i lekko zadartym noskiem przypominała trochę małego chochlika. Nie była przykładem klasycznej piękności, ale z pewnością nie można było powiedzieć, że jest brzydka. – No dobrze, mogę z nim porozmawiać.
- Kochana jesteś – wykrzyknęła Alice przyciągając ją do siebie i całując w policzek. – Kiedyś ci się odwdzięczę, obiecuję!
- Dzięki, ale chyba nie będziesz musiała – odpowiedziała patrząc w stronę stolika Ślizgonów. Severus podchwycił jej wzrok i uśmiechnął się. Lily odwzajemniła uśmiech i za pomocą gestów oraz ruchu ust wyjaśniła, że nie może iść się z nim do biblioteki się uczyć. Chłopak zrobił smutną minę, po czym wrócił do rozmowy ze swoimi kolegami.
Rozmyślając wpatrywała się w niego jeszcze przez krótką chwilę. Urodą to on nie grzeszył, ale w końcu nie tylko wygląd się liczy. Severus był jej najlepszym przyjacielem i osobą na której zawsze mogła polegać. Wiedziała, że bardzo mu się podoba i czasem zastanawiała się, jakby to było, gdyby byli razem. Z jednej strony ta myśl ją przerażała, ale z drugiej była z nią w pewnym sensie pogodzona. Znali się od dziecka, dobrze rozumieli i dogadywali, a miłość? Coś takiego nie istnieje…
O szesnastej Lily siedziała z resztą Gryfonów na trybunach. Po jej jednej stronie siedział Peter Pettigrew i wcinał jakieś kanapki, okropnie przy tym krusząc, a po drugiej, ku jej radości, usiadł Frank Longbottom. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ubiegł ją głos profesor McGonagall.
- Witam wszystkich na pierwszym w tym roku meczu quidditcha! Dzisiaj zmierzy się ze sobą Gryffindor i Ravenclaw! Oddaję głos naszemu komentatorowi, Gabrielowi Abbotowi. Do boju Gryfoni! – wyrwało jej się na sam koniec, więc szybko zakryła usta ręką.
Następnie na boisko wlecieli przedstawiciele obu drużyn. Największe owacje i piski wywołali oczywiście Syriusz Black i James Potter, na co Lily zareagowała tylko parsknięciem. Obserwowała reakcję Franka, kiedy na boisko wleciała Alice i tylko utwierdziła się w przekonaniu, że dziewczyna mu się podoba. Kapitanowie obu drużyn podali sobie ręce i zaczął się mecz.
Lily była na meczu quidditcha po raz drugi w życiu. Pierwszy raz poszła z ciekawości na pierwszym roku, ale wcale jej się nie spodobało, więc postanowiła więcej nie tracić czasu na oglądanie tego dziwnego sportu. Być może było to spowodowane nieznajomością reguł, bo tym razem, po praniu mózgu jakie zafundowała jej Alice, całkiem jej się podobało. Krzyczała i kibicowała swojej drużynie razem z resztą Gryfonów. Najbardziej była zadowolona, kiedy i jej przyjaciółce udawało się zdobyć jakieś punkty.
- Alice chyba całkiem nieźle sobie radzi jako ścigająca – postanowiła w końcu zagadać do Franka Longbottoma.
- Taak, jest niesamowita – odpowiedział rozmarzony. – To znaczy, radzi sobie niesamowicie dobrze jak na pierwszy mecz – dodał szybko poważniejąc. Lily jednak dobrze wiedziała co znaczyło to przejęzyczenie. Postanowiła iść za ciosem i pociągnąć ten temat.
- Wiem, że będzie jej bardzo miło, jeżeli powiesz jej to po meczu – oznajmiła znacząco.
Frank odwrócił głowę w jej stronę i wpatrywał się w nią przez chwilę. W jego oczach widziała iskierkę nadziei. Lily uśmiechnęła się szeroko i lekko skinęła głową. Chłopak nieśmiało odwzajemnił uśmiech i zamyślony wrócił do oglądania gry.
Gryfoni mieli wyraźną przewagę i cały czas prowadzili. W pewnym momencie James Potter z niesamowitą prędkością zaczął lecieć w kierunku loży Gryffindoru. Lily była pewna, że jak zwykle się popisuje, ale wtedy każdy po kolei zaczął wskazywać palcem w ten sam punkt. Po chwili i ona ujrzała błysk znicza. Razem ze wszystkimi wstała i zaczęła krzyczeć. Kiedy James już prawie złapał znicza, w jego stronę powędrował tłuczek. Lily wstrzymała oddech, kiedy chłopak przyjął cios na kolano i mocno zagryzła zęby, kiedy usłyszała trzask łamanej kości. Mimo tego, chłopak pokonał dzielącą go od znicza odległość i  złapał go, wywołując burzę okrzyków i aplauzu. Rozległ się gwizdek, a mecz zakończył się wynikiem 260 do 70 dla Gryffindoru.
Lily krzycząc i śpiewając podążyła za resztą Gryfonów w stronę Pokoju Wspólnego. Dopiero zauważyła, że na jej szyi nie wiadomo skąd wziął się czerwono-złoty szalik, a na jej głowie czapka z lwem. Kiedy razem z resztą przekroczyła dziurę za portretem Grubej Damy, zauważyła, że wszędzie stoją butelki piwa karmelowego, ognistej whiskey i dużo jedzenia. Pomimo sprzeciwu, ktoś wcisnął jej butelkę piwa i wraz z innymi wypiła toast za zwycięstwo Gryffindoru. W pewnym momencie zauważyła rozpromienioną Alice. Lekko chwiejnym krokiem ruszyła w jej stronę, żeby pogratulować jej udanego meczu, ale zanim zdążyła to zrobić, dziewczyna złapała ją mocno za ramiona i przycisnęła do ściany obok dziury w portrecie.
- Nigdy nie uwierzysz co się stało! – wykrzyknęła rozentuzjazmowana. – Frank powiedział mi, że świetnie sobie poradziłam na boisku, chwilę pogadaliśmy, po czym zaprosił mnie na randkę!
- Alice, tak się cieszę! – krzyknęła Lily rzucając jej się na szyję.
- Powiedz szczerze, maczałaś w tym palce?
- Tak!  Jestem świetną swatką! – wykrzyknęła dość głośno. W tym momencie w wejściu tuż obok nich pojawił się wsparty o kule James Potter, wywołując niesamowity entuzjazm i zamieszanie. Chłopak spojrzał na Lily z rozbawieniem, po czym ruszył w stronę wiwatującego na jego cześć tłumu.
Lily, ku swojemu zdziwieniu, całkiem dobrze się bawiła. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie postanowiła iść wcześnie spać, żeby móc od rana zabrać się za naukę. Kiedy podążała w stronę dormitorium, tuż obok niej zmaterializował się James Potter.
- Hej Evans, słyszałem, że jesteś świetną swatką – powiedział z krzywym uśmieszkiem.
- Ty chyba nie potrzebujesz swatek Potter – odpowiedziała zła, że traci cenne minuty snu.
- Właściwie to mogłabyś coś dla mnie zrobić. Umów mnie z tą szatynką z twojego pokoju.
- Z „tą szatynką”? Wiesz chociaż jak ma na imię?
- Ee… Dorcas? – próbował zgadnąć lekko zmieszany chłopak.
- Dorcas? Skąd ci to przyszło do głowy! Ma na imię Vanessa. To nawet nie jest zbliżone do Dorcas!
- Wszystkie mają na imię Dorcas.  Albo Annie – odparł James obojętnie wzruszając ramionami. – No dalej, nie możesz odmówić bohaterowi dzisiejszego meczu – dodał unosząc lekko kule. Dziewczyna westchnęła i przewróciła oczami.
- Dobrze spróbuję cię z nią umówić.
- Ej, Evans a może to ty się ze mną umówisz – zapytał rozbawiony. Lily wiedziała, że się z nią drażni, ale i tak ją to zirytowało.
- Nie Potter, nie umówię się z tobą – odparła najspokojniej jak potrafiła. – Ale zobaczę, co da się zrobić w sprawie Vanessy – dodała, po czym zaczęła się wdrapywać po schodach do dormitorium.
_____________________________
Tym razem mniej Lily&James, ale mam nadzieję, że taka mała odmiana Wam się spodobała )
Od poprzedniego wpisu minęło już trochę czasu, za co najmocniej przepraszam. Nadmiar nauki i innych obowiązków skutecznie utrudniają mi regularne zajmowanie się blogiem:(
Przepraszam też za zaległości w komentowaniu Waszych blogów- czytam je na bieżąco, jednak zazwyczaj nie mam czasu, żeby zalogować się na konto na bloggerze i skomentować wpis...
A na sam koniec chciałam życzyć wszystkim udanego Sylwestra i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!

14 komentarzy:

  1. James jest bezbłędny, poważnie! Nigdy nie sądziłabym, że Dorcas to tak popularne imię ;D
    Jak po Świętach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam, postanowiłam obserwować Twój blog, więc nie musisz już kłopotać się z informowaniem mnie o nowych postach :)

      Usuń
    2. Dziękuję, bardzo mnie cieszy, że zdecydowałaś się obserwować mojego bloga:)
      Jeżeli chodzi o Dorcas, to zauważyłam, że pojawia się ona praktycznie we wszystkich opowiadaniach o Lily&James, jako jej najlepsza przyjaciółka (sama nawet nie wiem czemu i trochę mnie to śmieszy;p)
      A Święta dobrze, tylko za krótko :)

      Usuń
  2. Właśnie jak zobaczyłam imię Dorcas byłam przekonana, że zaraz się pojawi olśniewająca piękność, która później zostanie sparowana z Syriuszem. Alleluja, że się myliłam! xD
    Lily nie lubię, oj nie. Ale to nie Twoja wina, mam do niej po prostu awersję, przez czytanie zbyt wielu fanfików, gdzie jest idealną panną Evans.
    Podoba mi się postać Jamesa. Nie jest on u Ciebie takim typowym, zarozumiałym półgłówkiem, który potrafi powiedzieć jedynie "Evans, umówisz się ze mną?"
    Jestem zła o Petera. Tak wiem to nie jest lubiana postać, ale jest w końcu dość złożona, a jego osobowość nie opiera się jedynie na jedzeniu! Jest on jedną z NAJWAŻNIEJSZYCH postaci w historiach Lily&James. W końcu to przez niego wszystko skończyło się jak skończyło, dlatego nie rozumiem jak można go pomijać, bądź pisać o nim tak... przeźroczyście.
    W każdym razie sądzę, że jeszcze tutaj wpadnę (;
    P.S Pozwalam sobie dodać Twój blog do linków (;
    Pozdrawiam,
    Vera ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i za dodanie do linków:)

      Mnie też zawsze denerwowało, że historie o Lily i Jamesie są pisane według jednego schematu, dlatego postanowiłam napisać coś trochę innego (mam nadzieję, że mi się to uda).

      Jeżeli chodzi o Petera, to masz rację, nie lubię go;p W poprzedniej notce starałam się wyjaśnić dlaczego i trochę przybliżyć jego charakter z mojego punktu widzenia.
      Póki co staram się skupić na ewolucji w relacjach Lily-James przez te siedem lat, ale możesz być pewna, że w dalszej części opowiadania Petera będzie więcej :)

      Jak tylko znajdę trochę czasu (czyli pewnie dzisiaj wieczorem), to przeczytam też Twoje opowiadanie :)

      Pozdrawiam:*

      Usuń
  3. Świetny, świetny. Kiedy napisałaś Dorcas miałam nadzieję, że ona się pojawi, ale bez niej też przeżyję. Jak zwykle mi się podoba (ale to orginalne heh) i po prostu czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorcas nie będzie, ale za to pojawi się ktoś inny :)

      Usuń
  4. Ciekawa jestem czy ta Vanessa wniesie ze sobą jakiś wątek. Strasznie mi się podobało tutaj zamieszczenie Franka i przyszłej pani Longbottom jakieś to takie było urocze. I doskonale pasowali mi do osób, które znajdowały się na fotografii z członkami Zakonu Feniksa, On taki misiowaty, ona pełna energii. W sumie pierwszy raz spotkałam się z pomysłem, by o nich wspomnieć, także brawa dla ciebie za pomysłowość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Chciałam wpleść do opowiadania inny wątek miłosny, żeby Lily i James się za bardzo nie przejedli, a pomysł z parowaniem któregokolwiek z Huncwotów z piękną "Dorcas" wydawał mi się trochę oklepany, więc postawiłam na Longbottom'ów :) Cieszę się, że ten pomysł Ci się spodobał :)

      Usuń
    2. Może dla Remusa znalazłaby się jakaś miła partia...;)? No Dorcas jest po prostu wszędzie i zdecydowanie jej za dużo.
      Jak weszłam na bloga to aż nie poznałam nagłówek jest po prostu... aż brak mi słów. Poważnie. Chyba jeden z najlepszych potterowskich nagłówków jakie na oczy widziałam. *___*

      Usuń
    3. Ja też od razu pokochałam ten szablon, Jill jak zwykle spisała się na medal <3

      A jeżeli chodzi o samo opowiadanie, to piąty i szósty rok mam już zaplanowane i raczej nie wcisnę już do nich wątku miłosnego Lupina, ale na siódmy rok chcę przeznaczyć więcej notek, także może i Lunio wtedy kogoś znajdzie :D

      Usuń
  5. Twój szablon pojawił się na Zaczarowane-Szablony :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest dobry, ale masz w nim jeden błąd.
    "Rozległ się gwizdek, a mecz zakończył się wynikiem 265 do 70 dla Gryffindoru"
    Gryffindor nie mógł zdobyć 265 punktów, ponieważ w Qudittchu punktów można zdobyć 10 (za wrzucenie kafla do pętli), lub 150 (za złapanie znicza). Żadne 5 się tam nie mieści. Tak więc mogli mieć 260 lub 270, ale nie 265 punktów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że zwróciłaś na to uwagę, już poprawiam :)

      Usuń